Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/39

Ta strona została przepisana.

— Źle postąpiłeś! powtórzył Salvator.
— Kiedy bo...
— Źle postąpiłeś! mówię ci!
— Koniec końców, jakże pan wiesz o tem, skoro nie byłeś tu, panie Salvatorze?
— A czyż ja potrzebowałem tu być, ażeby wiedzieć co zaszło?
— Jużcić, zdaje mi się...
Salvator wyciągnął rękę do Jana Roberta i dwóch jego przyjaciół, którzy zebrali się w gromadkę i opierali jeden o drugiego.
— Patrz, rzekł.
— Patrzę, odpowiedział Jan Byk, i cóż dalej?
— Co widzisz?
— Widzę trzech fanfaronów, którym obiecałem smarowanie i którzy je dostaną nie dziś to jutro.
— Widzisz trzech młodzieńców, porządnie i wykwintnie ubranych; przyzwoitych, którzy źle zrobili wchodząc do takiej knajpy, jak ta; ale to nie był powód do szukania z nimi zaczepki.
— Alboż ja szukałem z nimi zaczepki?
— Może powiesz, że to oni zaczepili ciebie i czterech twoich towarzyszów?
— A jednakże widzisz pan, że oni byli w stanie obronić się.
— Bo zręczność, a nadewszystko prawo, było po ich stronie... Ty myślisz, że siła jest wszystkiem, ty, coś nazwisko swoje, Bartłomiej Lelong zamienił na Jan Byk. Masz dowód, że nieprawda. Daj Boże, aby ci ta nauka wyszła na dobre.
— Ależ kiedy panu powiadam, że to oni nazwali nas głupcami, durniami, bydlętami...
— A dlaczego was tak nazwali?
— Powiedzieli nam, że jesteśmy pijacy.
— Pytam się, dlaczego was tak nazwali?
— Dlatego, że chcieliśmy, ażeby zamknęli okno.
— A dlaczego nie chciałeś, żeby okno było otwarte?
— Dlatego, że ja nie lubię przeciągów.
— Dlatego, że byłeś pijany, jak ci to powiedzieli ci panowie; dlatego, że chciałeś szukać kłótni z kimbądź i schwyciłeś sposobność za uszy; dlatego, że miałeś jakąś znowu