Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/391

Ta strona została przepisana.
V.
Tajemnica pana Sarranti.

— Wiedz o tem nasamprzód, kochany panie Gerardzie, wyrzekł do mnie twój ojciec, że wszystko co ci mam opowiedzieć, wiadomem było twojemu bratu od pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłem, a powierzając mi kształcenie swych dzieci, wiedział, że drzwi swego domu otwiera spiskowemu. Wiesz zkąd jestem i jakie moje nazwisko. Jestem Korsykanin, urodziłem się w Ajaccio w tym samym roku co cesarz, poświęciłem mu całe życie; udałem się z nim na wyspę Elbę po abdykacji w Fontainebleau, na wyspę św. Heleny po bitwie pod Mont-Saint-Jean. Kiedyś świat się dowie, na jaką męczarnię skazany jest przez władców ten człowiek, który jednego po drugim wszystkich trzymał w ręku, a jawność historji będzie karą dla jego dozorców i katów. To też od roku 1817, nic nie mówiąc dostojnemu więźniowi, zajmowałem się środkami uwolnienia go. Zawiązałem stosunki z jednym okrętem amerykańskim, który przywiózł nam listy od byłego króla Józefa, siedzącego w Bostonie, ale cesarz sprzeciwił się zgoła temu co uczyniłem i sam wydając mnie gubernatorowi:
— Odeślij mi pan natychmiast, rzekł, tego figlarza do Francji, bo on chce mnie uprowadzić z tego miejsca rozkoszy, który zwie się św. Heleną.
I powtórzył we wszystkich szczegółach gubernatorowi plan ucieczki, który ja sam mu wyłożyłem.
Łaska, jakiej żądał, to jest odesłanie do Francji jednego ze swoich wiernych sług, była z liczby tych, których mu nigdy tam nie odmawiają. Wyjazd mój więc naznaczony został na dzień następny, gdyż statek udający się do Portsmouth, stał w przystani Jamestown. Byłem w rozpaczy, sądząc, że zasłużyłem na niełaskę cesarza, aliści przez generała Montholon otrzymałem wezwanie stawienia się przed nim. Generał wprowadził mnie do sypialnego pokoju, a cesarz dał mu znak, ażeby odszedł. Zaledwie pozostałem sam na sam z dostojnym więźniem, rzuciłem mu się do nóg prosząc, ażeby mi przebaczył i cofnął postanowienie odesłania mnie do Francji. Słuchał mnie wciąż, patrząc z dobrotliwym uśmiechem, potem, biorąc mnie za ucho:
— Szalony jesteś! rzekł. No, wstawaj!