widzianym. Przybywszy do zarośla, byłem już tylko trzydzieści kroków; pies ciągnął trupa w stronę przeciwną zamkowi.
Przyszedł mi na myśl wyłom! A! zapewne przez ten wyłom schroniła się Leonia; przez ten zapewne wyłom pies chciał przeciągnąć trupa! Gdyby przypadek nie był zrządził, że widziałem wszystko, ten nikczemny pies byłby mnie wydał.
W chwili gdy ukazałem się po drugiej stronie zarośla, pies zwietrzył mnie. Wtedy puścił dziecko i obrócił przeciw mnie swą krwawą paszczekę i zapłonione źrenice, które iskrzyły się w nocy jak dwa węgle. Słyszałem szczęki klapiące jedna o drugą.
Pochwyciłem chwilę, w której wahał się, by dojść, czy on będzie unosił dziecko w stronę wyłomu, czy rzuci się na mnie. Zmierzyłem do niego z dokładnością człowieka, który życie stawia na kartę, i dałem ognia. Pies zachwiał się i zagłębił w las jęknąwszy długo i boleśnie. Pobiegłem za nim, spodziewając się doścignąć i dobić drugi strzałem. Ugodzony był silnie, gdyż przy świetle księżyca widziałem ślad krwi na trawie... Szedłem za tym śladem, dopóki byłem na otwartem miejscu, ale w lesie straciłem wszelkie oznaki. Biegłem wszelako aż do wyłomu. On musiał wyjść przez ten wyłom, przez ten wyłom w każdym razie musiała wyjść Leonia: kawałek jej kołnierzyka wisiał u krzaka cierni.
Co się z nią stało? Upłynęła godzina jak mur przebyła, droga z Fontainebleau do Paryża szła o pół ćwierci mili. W którą udała się stronę, czy spotkała kogo, dokąd, ją zaprowadzono? Przytem, jeżeli podczas gdy szukam jej za murami, ktoś wejdzie do zamku i znajdzie na tarasie trupa Wiktorka! Najważniejszą rzeczą było przedewszystkiem trupa tego usunąć.
W tej chwili dopiero wróciły mi pierwsze myśli zachowawcze. Jakże mogłem być tak głupi, żeby trupa zostawić w stawie! Czyż nie wiedziałem, że po pewnym przeciągu czasu topielców woda wyrzuca? Bardzo dobrze się stało, że Brezyl wydobył go ze stawu i wyciągnął na taras: pochowam go w jakiem ustronnem miejscu ogrodu, i wszelki ślad zbrodni zniknie.
Wróciłem do parku, zerwawszy z ciernia szmatek oderwany od kołnierzyka Leoni i cwałem pobiegłem nad
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/408
Ta strona została przepisana.