słowie: nie można więc było mieć podejrzenia, żem się do jej śmierci przyczynił. Pies wreszcie, który leżał gdzieś zabity byłby dowodem, że nie przybywszy dość wcześnie by ją ocalić, pomściłem ją jednak.
Nie miałem na sobie żadnego śladu tego okropnego świadka, którego nic usunąć nie może: krwi; po kilku więc wysileniach umysłu, zdołałem osiągnąć nieco spokoju.
Co mnie tylko napełniało obawą, to ucieczka Leoni; ale w przypuszczeniu nawet, że ona coś powie, to będzie mogła tylko oskarżyć Orsolę, która nie żyje.
Wszedłem do mego pokoju, usunąłem wszystkie ślady wczorajszej orgii, wychyliłem duszkiem resztę butelki, poprawiłem nieład w ubraniu i pobiegłem do miejscowego mera.
Był to człowiek uczciwy, prosty chłop, robotnik jakim dawniej ja byłem, który z powodu tej wspólności zajęć jakie z nim miałem będąc jeszcze młodym, polubił mnie bardzo i miał we mnie zaufanie. Wypowiedziałem mu bajkę, którąśmy ułożyli z Orsolą, to jest, że dzieci znikły, a ucieczka ich przypadająca równocześnie z wyjazdem pana Sarrantego i skradzeniem stu tysięcy talarów naprowadzała na myśl, że to on stał się sprawcą tej kradzieży i tego zabójstwa.
— O, biedny ojcze! wyrzekł z cicha Dominik wznoszący oczy i ręce do nieba.
— Tak; ale skoro niebo karze mnie, zawołał umierający, skoro ja sam zwracam mu tę czystość jaką skaziłem, to trzeba mi przebaczyć, ojcze!... bo jakże chcesz ażeby Bóg mi przebaczył, jeżeli ty mi nie przebaczysz?
— Mów dalej, rzekł mnich.
— Ja zaś w taki sposób wytłómaczyłem spóźnienie moje w zawiadomieniu władzy. W przeddzień wróciłem bardzo późno; sądząc, że wszyscy śpią, poszedłem prosto do swego pokoju i położyłem się. Z rana obudziłem się równo ze świtem. Nie słysząc w domu żadnego ruchu, wstałem; przechodząc przez gabinet spostrzegłem szufladę od biórka wyłamaną. Zajrzałem do pokoju Orsoli, był pusty; do pokojów dziecinnych także puste; zawołałem, nikt nie odpowiedział. Zszedłem na dół, szukałem i nareszcie w alkierzu znalazłem trupa Orsoli broczącego we krwi! Natura rany nie zostawiała najmniejszej wątpliwości co do natury jej śmierci: pies ją zagryzł. Wtedy spostrzegłem na tara-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/411
Ta strona została przepisana.