— Ten, który przychodzi teraz! rzekł Dominik, wznosząc rękę do nieba, Bóg!
— Tak, wiem, rzekł umierający. Ten, o którym człowiek przypomina sobie kiedy ma umrzeć; Ten, który widzi krew pod płaszczem, twarz pod maską! Ale przed Tym, mój ojcze, mieć będę dwa potężne stawiennictwa: strach mój i twoją niewinność.
Nieszczęśliwy nie mógł wyrzec, że będzie miał wyrzuty sumienia.
— Dobrze, rzekł ksiądz, dokończ.
— Kilka słów tylko pozostaje mi dodać... Jak ci powiedziałem, moją nie jedyną, ale główną obawą, było zniknienie Leoni. Poszedłem do prefektury policji, przedsiębrałem i przedsiębrać kazałem wszelkie możliwe środki: nigdy żadnej wiadomości o tem dziecku otrzymać nie mogłem.
Przyszła mi na chwilę chęć wrócić do Vic-Dessos, ale tam mieszkał pan Sarranti, tam syn się jego urodził, tam znano mnie ubogim, i przez zazdrość mógłby ktoś dochodzić źródła mojego majątku.
Udałem się w podróż, rok bawiłem we Włoszech, rok we Flandrji, ale przy każdym wschodzie słońca, które mi przypominało ową straszną jutrzenkę 20 sierpnia, myślałem, ażali tam we Francji nie odkrył kto jakiej wskazówki, coby stanęła tu przed memi oczyma zagranicą. Wróciłem do Francji, zwiedziłem Burgundję potem Owernię.
Pewnego wieczora, w chacie, gdzie prosiłem o gościnność, usłyszałem jak gospodarz mój z gospodynią opowiadali z najdrobniejszemi szczegółami życie pewnego zacnego człowieka. Dotyczyło to jakiegoś szlachcica z okolic Issoire, który skutkiem drobnej zwady pojedynkował się i zabił swego najlepszego przyjaciela. Od tej chwili człowiek ten przedał swój zamek, włości, inwentarze, całe mienie rozdzielił między ubogich, a sam w pracach pożytecznych, w uczynkach chwalebnych szukał zapomnienia tej mimowolnej zbrodni; tylko, że on czynił to z wyrzutu.
Ale ja powiedziałem sobie tak: „Człowiek po spełnieniu zbrodni rzeczywistej, prawdziwego zabójstwa, czyż nie uniknąłby podejrzenia, tworząc sobie wziętość podobną tej, jaką nabył ten szlachcic? Czyńmyż więc przez ostro-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/414
Ta strona została przepisana.