Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/418

Ta strona została przepisana.

smo Miny i czując się bliską omdlenia, wydała okrzyk, wyciągając ręce.
Justyn wstał, podtrzymał ją i przysunął fotel.
— O! zawołała, jeżeli to prawda, to jabym na kolanach powinna prosić pana o przebaczenie za boleść, jaką ci sprawiam!
— To prawda, rzekł Justyn. Ale nie dajmy się ugiąć, chyba gdy będziemy już pewni, że na tę boleść nie ma lekarstwa; co do mnie, skoro mi zbraknie nadziei w ludziach, będę jeszcze miał ją Bogu.
— Ale co czynić, panie? zapytała przełożona.
— Czekać, a oczekując, czuwać, ażeby nikt nie wszedł — do pokoju Miny, ani do ogrodu.
— Na kogo czekać, panie?
— Na agenta władzy, który ma tu przybyć za godzinę.
— Jakto! zawołała pani Desmarets, więcej wystraszona, niżeli wzruszona, tu przybyć ma policja?
— Bez wątpienia, odpowiedział Justyn.
— Dom mój jest zgubiony! ozwała się przełożona.
Egoizm ten głęboko dotknął Justyna.
— A jeżeli policja nie przybędzie, to moja Mina zgubiona! odparł. Cóż tedy pocznę? dodał zimno.
— Panie, jeżeli jest sposób uniknienia skandalu, proszę cię, użyj go.
— Ja nie wiem, co pani nazywasz skandalem, rzekł Justyn marszcząc brwi.
— Jakto, pan nie wiesz, co ja nazywam skandalem? odparła przełożona składając ręce.
— Skandalem dla mnie, proszę pani, jest to, gdy kobieta, której matka moja powierzyła córkę, której ja powierzyłem małżonkę, śmie mi nakazywać milczenie, kiedy domagam się powrócenia powierzonego skarbu.
Odpowiedź była tak surową, że pani Desmarets zdawała się zgnębioną.
— Ależ panie, zawołała ze łzami, wszystkie matki odbiorą mi swoje córki!
— A ja, pani, odparł Justyn oburzony samolubstwem tej kobiety, która w obec takiej boleści zajęta była tylko szkodą, jaką porwanie Miny domowi jej wyrządzić może, a ja, pani, gdybym był twoim sędzią, kazałbym na froncie twojego zakładu umieścić hańbiący napis, któryby odwrócił wszystkie matki!