— Ależ panie, twoje nieszczęście nie dozna ulgi przez szkodę, jaką mnie wyrządzisz.
— Nie, ale szkoda jaką ja pani wyrządzę, ochroni innych od nieszczęścia podobnego mojemu.
— W imię uczucia, jakie miałam dla Miny, nie gub mnie pan.
— W imię ufności, jaką w tobie pani, pokładałem, nie żądaj niczego ode mnie.
Na twarzy Justyna była taka rozpaczliwa zawziętość, iż pani Desmarets zrozumiała, że nic nie wskóra. Zdając się więc na los, rzekła:
— Niechże się więc stanie, jak pan chcesz, w milczeniu poniosę karę.
Justyn skinieniem głowy dał znak, że jest to jedyna dla niej droga.
Następnie po kilku minutach milczenia:
— Panie, odezwała się przełożona, czy pozwolisz zadać kilka zapytań?
— Owszem.
— Jakiej przyczynie przypisujesz pan zniknienie Miny?
— Tego właśnie nie wiem, tego dowiem się od sprawiedliwości, jak mam nadzieję.
— Jest-żeś pan pewnym, że ona nie znikła dobrowolnie?
Serce Justyna ścisnęło się na obelgę, rzuconą jego narzeczonej.
— Jakżeż pani, która od pół roku masz ją wciąż przed oczyma, możesz mi zadawać podobne pytanie?
— Pytałam się pana, czy pewnym jesteś jej miłości.
— Czytałaś pani jej list; kogoż ona na ratunek wzywa?
— Byłaby więc porwana przemocą?
— Bezwątpienia.
— Ależ panie, to niepodobna: mury są wysokie, okna mocno zamknięte, Mina by krzyczała.
— Pani, są drabiny do wszystkich murów, obcęgi do wszystkich okien, kneble do wszystkich ust.
— Czy zachodziłeś pan do pokoju Minv?
— Nie.
— Ależ to nasamprzód trzeba było uczynić! Chodźmy tam natychmiast, jeżeli pan chcesz.
— Przeciwnie, pani, nie chodźmy tam wcale, proszę o to.
— Jestto jednak jedyny sposób przekonania się, że jej tam nie ma.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/419
Ta strona została przepisana.