Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/444

Ta strona została przepisana.

— Przynajmniej niezakochanym w tej porwanej dziewicy, tak, że nie straciłeś głowy i możesz zrozumieć.
— To też zrozumiałem doskonale.
— I cóż zrozumiałeś?
— Że się przestraszyłeś, kochany panie Jackal.
— Ani słowa! westchnął naczelnik policji, który miał przynajmniej odwagę swego tchórzostwa, to jest, że gdy ta panna wymówiła swoje nazwisko, dreszcz przebiegł mi po żyłach!
— Panie Jackal, podobno pierwszy artykuł kodeksu brzmi tak: „Wszyscy ludzie są równi wobec prawa“.
— Kochany panie Salvatorze, takie artykuły mieszczą się we wszystkich kodeksach, ale...
— Pan, z góry, za to żeś oskarżył o porwanie, w którem dobrze wiesz, iż miała udział, kobietę zdolną do popełnienia kiedyś wielkiej zbrodni, widziałeś się już zrzuconym z urzędu, uwięzionym, i kto wie, może uduszonym w więzieniu, jak Toussaint l’Ouverture albo Pichegru...
— Nic żartuj, panie Salvatorze: słowo honoru, myślałem o tem wszystkiem, co pan mówisz.
— Więc to są ludzie bardzo przemożni, ci Valgeneuse?
— E! panie kochany, jest nasamprzód margrabia, który ma ucho u króla, potem kardynał, który ma ucho u papieża, następnie porucznik...
— Który ma ucho u lucypera, rzekł Salvator.
— Ha! rozumiem. A przytem czyż to wszystko nie jest wplecione w jakieś stowarzyszenie?...
Pan Jackal spojrzał na Salvatora.
— No, tak!... Czyż wreszcie margrabia nie jest protektorem tego stowarzyszenia dodał Salvator.
Pan Jackal na znak potwierdzenia kiwnął głową z góry na dół.
— Dziwna rzecz! rzekł Salvator, ja zaś myślałem, że Jezuici są tylko widmem „Constitutionela!“
— Aha! ozwał się pan Jackal tonem wyrażającym: „Biedny chłopcze, jakżeś ty naiwny!“
— Tym sposobem sądzisz, kochany panie Jackal, mówił dalej Salvator, że byłoby ryzykownie otrzeć się o tych ludzi?
— Znasz pan bajkę o garnku żelaznym i glinianym?
— Znam.
— To zastosuj ją.