dwóch tysięcy franków, które za całkiem swoje własne uważał, bo wygrał je w przeddzień w ékarté.
— Do licha, ozwał się Salvator, młodzieniec nawykły do wydatków, jak Konrad, niedaleko zajedzie z dwoma tysiącami franków!
— Otóż właśnie mylisz się, kochany panie, odpowiedział policjant, my, dozorcy społeczeństwa, mamy oko na tych podupadłych synów arystokratycznych: o tych dwóch tysiącach franków żył on blisko piętnaście miesięcy, próbując wszelkich uczciwych środków zarobku, jako nauczyciel muzyki, rysunku, języka niemieckiego i angielskiego, bo on był bardzo wykształcony, ten biedny chłopiec!... ale nic mu się nie wiodło, nigdzie nie znalazł zajęcia. Tak dalece, iż pewnego dnia, widząc, że nie ma już sposobu do życia, jeśli nie zostanie karciarzem, oszustem lub pośrednikiem rozpusty, postanowił skończyć z życiem; kupił pistolet u Lepage’a, pistolet ten poznany był przez sprzedawcę, i udał się na ostatnią wycieczkę do Tuilleries, na pola Elizejskie, do lasku Bulońskiego, by się pożegnać z dawnymi znajomymi, wrócił ulicą św. Honorjusza, wszedł do kościoła św. Rocha, pomodlił się; ztamtąd udał się na ulicę Buffon, gdzie miał skromny pokoik...
— A w tym pokoiku co uczynił? zapytał Salvator.
— Ha! uczynił to, co dopiero uczynili Kolomban i Karmelita. Napisał długi list, nie do swoich przyjaciół, nie miał ich, a przynajmniej utracił, od czasu, jak go stryj i rodzeństwo wypędzili z pałacu na ulicy Bac, ale do komisarza policji swego cyrkułu; w liście tym opisał wszystko co wycierpiał od piętnastu miesięcy, walkę jaką przebył, niemożność prowadzenia jej dalej i postanowienie strzelenia sobie w łeb, ażeby pozostać uczciwym człowiekiem; poczem położył się, zapalił świecę, przeczytał kilka stronic z „Nowej Heloizy“ o samobójstwie i zastrzelił się.
— Pan doprawdy jesteś istnym dziennikiem, panie Jackal, rzekł Salvator.
— O! odpowiedział policjant, nie wielka zasługa, że panu daję te szczegóły; samobójstwa wchodzą w moję specjalność, i to ja spisywałem protokół samobójstwa Konrada.
— Doprawdy?
— Tak.
— Więc to panu, kochany panie Jackal, biedny ten chło-
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/448
Ta strona została przepisana.