piec zawdzięcza ostatnie posługi, jakie były mu oddane, i poświadczenie śmierci?
— Poświadczenie trudnem nie było; pistolet wystrzelony z bliska; połowa twarzy wyrwana, reszta spalona; to też poświadczenie było raczej formalnością tylko, niż zeznaniem tożsamości, która była niepodobną, z powodu skaleczenia ciała.
— Rodzina Valgeneuse, sądzę, była zawiadomioną o katastrofie?
— Ja sam dałem im znać, wraz z drugim protokółem.
— A ta wiadomość i ten protokół musiały na nich głębokie sprawić wrażenie?
— Tak, mój kochany panie, głębokie wrażenie, głęboko przyjemne.
— Rozumiem. Istnienie tego młodzieńca niepokoiło ich...
— Prosili mnie też, ażebym starannie czuwał nad ostatniemi szczegółami, dając mi sumę pięćset franków, tak, ażeby rzeczy odbyły się przyzwoicie...
— O! szlachetni krewni! odezwał się Salvator.
— Zalecając mi, abym im przyniósł duplikat sepultury, tak jak im przyniosłem duplikat protokółu samobójstwa.
— Co pan też uczyniłeś, spodziewam się, panie Jackal?
— Sumiennie, mogę to powiedzieć. Odprowadziłem karawan na cmentarz Pere-Lachaise, kazałem przy sobie spuścić trumnę w grunt zakupiony wieczyście, położyć na mogile kamień z prostym napisem: „Konrad“, i poszedłem powiedzieć panu margrabiemu de Valgeneuse, że może być spokojnym aż do dnia wiekuistego zmartwychwstania i że nie zobaczy zapewne swego synowca, aż na dolinie Józefata.
— I w tej wierze, rzekł Salvator, cała rodzina zasypia snem sprawiedliwych.
— Czegóż mają się obawiać?
— E! e! widywano rzeczy tak nadzwyczajne!
— Cóż może się stać?
— Kochany panie Jacka], jesteśmy w Bas-Meudon, czy nie byłbyś łaskaw kazać zatrzymać powozu?
Pan Jackal pociągnął za sznurek. Woźnica zatrzymał konie. Salvator otworzył drzwiczki i wysiadł.
— Przepraszam, rzekł pan Jackal, pan nie odpowiedziałeś...
— Na co? zapytał Salvator.
— Na to pytanie: „Co może się stać?“
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/449
Ta strona została przepisana.