Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/450

Ta strona została przepisana.

— Względem Konrada?
— Tak.
— Otóż, kochany panie Jackal, stać się może to, że Konrad nie umarł, że tem samem nie oczekuje by się pokazać w dniu zmartwychwstania powszechnego, i że pan margrabia de Valgeneuse spotka go gdzieindziej, jak na Józefata dolinie... Do widzenia, kochany panie Jackal.
I zamykając drzwiczki, Salvator zostawił policjanta tak odurzonego, że sam zawołał na woźnicę:
— Na ulicę Jerozolimską!

XIV.
Koledzy w zwadzie.

Kiedy pan Jackal, opychając nos tabaką dla rozjaśnienia myśli i zrozumienia czegokolwiek z zagadki, jaką rzucił mu Salvator, wracał kłusem ku Paryżowi, Salvator szedł do Jana Roberta, do sali pogrzebowej.
Było to właśnie w chwili, kiedy Karmelita zaczynała przychodzić do siebie, a trzy jej przyjaciółki, które ani na chwilę jej nie opuściły, miały przystąpić do bolesnego obowiązku oznajmienia jej okropnego stanu rzeczy.
Dominik odjechał przed kwadransem do Penhoel, uprowadzając z sobą ciało Kolombana.
Ludowik, pozostawiwszy ścisły przepis i przyrzekłszy wrócić nazajutrz, wracał w swoją stronę, do Paryża, gdzie mieszkał.
Nareszcie, Jan Robert oczekiwał na Salvatora, by razem z nim do Paryża powrócić.
Idźmy za tym z naszych bohaterów, do którego w tej chwili przywiązuje się najważniejsza sprawa, to jest za Ludowikiem, do innych przystąpimy później.
Ludowik, z głową nieco ociężałą, skutkiem dnia i nocy jakie przepędził, postanowił pieszo wrócić do Paryża.
Przejście z Bas-Meudon na ulicę Notre-Dame-des-Champs, gdzie mieszkał, jest tylko spacerem, idąc przez Vanvres.
Ludowik tedy wracał spacerem i przechodził przez osadę Vanvres, kiedy przed domem dokąd poprzednio zaprowadziliśmy jednego z bohaterów naszych, spostrzegł z pięćdziesiąt osób klęczących: mężczyzn, kobiet i dzieci,