ucho do piersi, a to ku wielkiemu zdumieniu starego chirurga, który nie znał jeszcze tego nowego sposobu askultacji i którego fizjognomja przybrała wyraz zdziwienia i ciekawości, mogący równoważyć zapytaniu: „Co ty tam u djabła robisz, kochany kolego?“
Z kolei teraz Ludowik nie zważał na pantominę starego chirurga. Zdawał się być zadowolonym ze szmerów, jakie usłyszał w piersiach chorego, bo podniósł głowę z miną tryumfującą. Wiedział już teraz dokładnie, co ma sądzić o stanie chorego i znał chorobę, z którą miał do czynienia. Zostawało mu tylko wybadać puls: kazał panu Gerardowi podać rękę; chory wykonał to machinalnie. Puls nie stracił jeszcze całej siły, opierał się pod palcem, był bardzo częsty, bo przechodził sto razy na minutę, słowem był nieregularny. Tak też Ludowik spodziewał się go znaleźć.
Po odbytem badaniu, młody lekarz skończył na tem od czego powinien był zacząć, ale jako człowiek przychodzący na brzeg rzeki, gdzie krzyczą na pomoc... on dał od razu nurka.
Odwrócił się ku panu Pilloy i zapytał go od jak dawna trwa choroba, jakie były jej rozmaite fazy, jakie przyczyny jej przypisywano. Wtedy stary lekarz opowiedział zanurzenie się pana Gerarda w stawie zamkowym i smutne skutki, jakie sprowadziło; odpowiedział potem na wszystkie zapytania kolegi, a skończywszy:
— I cóż? zapytał tonem miękkim.
— Ha, mam zaszczyt podziękować za grzeczność pańską, rzekł Ludowik, wiem co wiedzieć chciałem.
— Co pan wiesz?
— Wiem jaką niemocą dotknięty jest chory.
— Ba, nietrudno było dowiedzieć się, kiedy ja z góry panu powiedziałem, że to gorączka gastryczna.
— Tak, ale w tem właśnie zdania się nasze różnią.
— Co pan przez to rozumiesz?
— Czy nie zechciałby szanowny kolega przejść do pokoju sąsiedniego? Zdaje mi się, że nużymy chorego?
— O! nie odchodź pan, w imię Boga! odezwał się pan Gerard, zbierając całą siłę na to wyrażenie.
— Bądź spokojny, mój przyjacielu, rzekł pan Pilloy, przyrzekłem, że cię nie opuszczę, i dotrzymam słowa.
Dwaj lekarze gotowali się wyjść z pokoju.
Na progu drzwi spotkali dozorczynię.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/456
Ta strona została przepisana.