Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/458

Ta strona została przepisana.

i u którego imaginacja podrażniona, może podobno gorzej podziałać jak sama choroba.
— Co się tyczy choroby, mówiłeś mi pan, że nie jesteś jednego zdania ze mną?
— Co do choroby, prawda.
— Ą jakież jest pańskie zdanie?
— Że pan mylisz się, przypisując choremu gorączkę gastryczną.
— Jakto, mylę się?
— Tak, przypuszczając, powtarzam, że pan Gerard dotknięty jest gorączką gastryczną.
— Ależ ja nie przypuszczam, panie, ja utrzymuję.
— Owóż sądzę, że chory dotknięty jest całkiem inną chorobą, niż tą, jaką pan utrzymujesz.
— Więc tedy pan przypuszczasz?...
— Z kolei, ja także nie przypuszczam, ja utrzymuję.
— Pan utrzymujesz, że pan Gerard?...
— Nie jest dotknięty gorączką gastryczną; już to po raz trzeci mam zaszczyt panu oświadczyć.
— Ale cóż pan u djabla chcesz, żeby miał, jeśli nie ma gorączki gastrycznej? zawołał stary chirurg osłupiały.
— On ma poprostu zapalenie płuc, odrzekł zimno Ludowik.
— Zapalenie płuc? A! to pan nazywasz zapaleniem płuc?
— Nic innego.
— To pan może utrzymujesz, że go z tego wydobędziesz?
— O! co do tego, nie utrzymuję, mam tylko nadzieję.
— I można się zapytać, jakiego to stanowczego lekarstwa pan użyjesz?
— Pomyślę o tem kochany kolego, jeśli mi pan wszakże pozwolisz.
— Jakto! pan żądasz pozwolenia, ażebyś uratował mojego najstarszego przyjaciela?
— Ja pana proszę o pozwolenie leczenia chorego, który jest pańskim przyjacielem.
— Daję ci je sto razy, tysiąc razy! Daj Boże, ażeby się na co przydało, ale jeżeli pan chce mojego zdania, to wątpię, ażeby ten biedny człowiek zobaczył jutrzejsze słońce.
— Próbować więc będę niepodobieństwa, odpowiedział Ludowik, zachowując zawsze tenże sam szacunek i grzeczność względem lekarza starszego wiekiem, jeśli nie nauką.