Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/47

Ta strona została przepisana.

niepodobnego temu, co przypadek, fatalność lub Opatrzność zawiązuje i rozwiązuje w jednej nocy, w mieście takiem jak Paryż! Czy masz pan jaki przedmiot do swego romansu?
— Jeszcze nie. Do teatru przystępuję chętnie: nie bardzo on mnie przeraża, ale romans, ze swemi rozgałęzieniami, epizodami, perypetjami, ze skalą dochodzącą do najwyższych piętr społecznych, ze schodami zstępującemi w najgłębsze przepaście; romans z buduarem księżniczki i alkierzem robotnicy; romans z Tuilerjami i knajpą w której siedzimy, z katedrą Notre-Dame i placem egzekucyjnym Gréve!... oświadczam panu, że cofam się przed tem dziełem, przerażam się trudem i że to nie zdaje mi się ciężarem zwyczajnym, ale światem, który trzeba dźwignąć.
— A mnie się zdaje, odrzekł Salvator, że pan się mylisz..
— Wczem?
— W tem, że pan chcesz robić.
— Oczywiście, że chcę.
— W tem właśnie leży błąd! nie rób pan nic, patrz jak, się to samo robi.
— Nie rozumiem.
— A jak postępował Asmodeusz?
— On podnosił dachy domów i mówił do don Kleofasa:. „ Patrz!“
— Czy pan masz władzę Asmodeusza? Nie. Powiem ci też: Uczyń jeszcze prościej, wyjdź z tej jaskini, idź za pierwszym mężczyzną lub za pierwszą kobietą, których, spotkasz na ulicy, na rozdrożu, na placu; ten pierwszy mężczyzna lub ta pierwsza kobieta nie będą prawdopodobnie bohaterami powieści, ale on lub ona będzie dzieckiem wielkiej powieści ludzkiej, jaką układa Bóg, a w jakim celu, Bóg sam to wie!... stań się poprostu jego współpracownikiem, a od pierwszego kroku, pewnym bądź, że trafisz na ślad jakiej awantury strasznej albo pociesznej.
— Ależ teraz noc...
— Tembardziej! noc stworzona jest dla poetów i zakochanych, dla patroli, złodziejów i powieściopisarzy.
— Więc pan chcesz, żebym romans swój rozpoczął zaraz?
— Jużeś go rozpoczął.
— Odkąd?
— Od chwili, gdy przyjaciele twoi powiedzieli do ciebie: „Pójdźmy na wieczerzę do Gościnnego Dworu.“
— Żartujesz pan.