Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/477

Ta strona została przepisana.

trus z ukłonem, tworzyć portret osoby tak pięknej i dostojnej jak panna de Lamothe-Houdon.
— To pan nas znasz? mruknęła stara.
— Znam przynajmniej nazwisko księżniczki, odpowiedział Petrus.
— Powiedziałam panu, że jestem kapryśną i wymagającą, zapomniałam dodać, że jestem także ciekawą.
Petrus skłonił się na znak, że gotów jest uczynić zadość ciekawości pięknej panny.
— Zkąd pan wiesz moje nazwisko? pytała dalej.
— Przeczytałem je na drzwiczkach karety, odpowiedział Petrus z uśmiechem.
— A, herb rodzinny! To pan znasz się na heraldyce?
— Muszę codzień mieć z nią do czynienia, a malarz historyczny musi wiedzieć, że od wzięcia Konstantynopola aż do Berhopzoom, tarcza Lamothe-Houdanów błyskała na wszystkich polach bitew, nie spotkawszy tego, czego szuka jej dewiza.
Tytuł dzielności i szlachectwa, rzucony jej w oczy, z tak doskonałą uprzejmością, zarumienił dziedziczkę Lamothe-Houdan aż po białka oczu.
Stara nawet, pogłaskana w próżności, nie mogła odmówić sobie rzucenia na artystę życzliwego spojrzenia.
— Otóż panie, odezwała się tonem uprzejmym, którego nie można się było spodziewać po jej impertynenckiej osobie, skoro pan wiesz nazwisko mojej siostrzenicy, pozostaje nam tylko zapytać pana o godzinę i pozostawić adres.
— Do godziny zastosuję się pani, odpowiedział młodzieniec z grzecznością, jaką nakazywała taka zmiana tonu, a co się tyczy adresu księżniczki de Lamothe-Houdan, nikomu niewolno niewiedzieć, że pałac jej mieści się przy ulicy Plumet, naprzeciw pałacu Montmorin, obok hrabiego Abrial.
— A więc, panie, odrzekła dziewica rumieniąc po raz drugi, jutro w południe, jeżeliś pan łaskaw.
— Jutro w południe jestem na rozkazy pań, rzekł Petrus z głębokim ukłonem.
Damy wsiadły do powozu, a Petrus poszedł do pracowni.
Mówiliśmy, że Petrus był człowiekiem prawym. To mu jednak nie zawadziło powiedzieć pannie de Lamothe-Hou-