Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/479

Ta strona została przepisana.

psu niewiernemu. Podnoszą głowę umierającego, dziewica zaś idzie ku fontannie ocienionej trzema palmami, z kaskiem rycerza by wodę zaczerpnąć.
Obraz ten, w chwili gdy Petrus wrócił z przechadzki, wydał mu się dokładną życia jego alegorją. Czyż w istocie nie był on tym rycerzem zranionym w ciężkiej walce o byt, w której każdy artysta jest krzyżowcem, odbywającym długą i niebezpieczną podróż do Jeruzalem sztuki? A taż amazonka, którą spotkał, nie byłaż ową czarodziejką, która zwie się Nadzieją, występującą ze swej groty ilekroć praca przechodzi siły człowieka i spuszczającą kropla po kropli, jak Venus Afrodytę, z koniuszków swych złotych włosów, rosę orzeźwiającą pielgrzyma? Ten idealny symbol, uśmiechający się jego wyobraźni, zdał mu się tak uderzającym, że postanowił uczynić z niego dewizę życia swojego i wziąwszy nóż do skrobania, w jednej chwili zmazał obie głowy: swoją dał rycerzowi, amazonki zaś, dziewicy arabskiej.
W takich to warunkach wziął się znów do pracy; mieliśmy słuszność twierdzić przed chwilą, że zamiast zwycięzcą został zwyciężonym.
Od tej chwili cztery miesiące nie widział dziewicy, powiedzmy raczej, nie starał się jej zobaczyć, ale takimże samym przypadkiem jak poprzednio, spotkał ją znowu kiedyś w styczniu 1827 roku, rano przy błyszczącym śniegu, w powozie zamkniętym jadącą po pustych bulwarach. Teraz była ona ubrana czarno, w towarzystwie podeszłej damy, która zdawała się drzemać w głębi karety.
Kareta szła od bulwaru Inwalidów do alei Obserwatorjum, potem odwrotnie i tak wciąż. Nareszcie znikła na bulwarze Inwalidów, na zakręcie ulicy Plumet. Petrus się domyślił, że na tej ulicy mieszka jego ideał.
Pewnego rana zakrył się płaszczem i poszedł na ulicę Plumet, oczekiwać na powrót karety. Około godziny pierwszej z południa, kareta wjechała do pałacu, którego Petrus, na początku tego rozdziału, tak dokładnie określił miejscowość.
Nasz tedy nowoczesny Van-Dyck, jak widzimy, skłamał potężnie mówiąc, że wszyscy powinni znać adres Lamothe-Houdan, skoro on sam nie znał go przed miesiącem.
Próżno byłoby mówić o radości, jaką sprawiły malarzowi nawiedźmy tej czarodziejki, którą dotychczas znał,