mocno, że musiała zmusić je do milczenia, potrząsając miotłą.
— To ona sama chciała pójść na przechadzkę, rzekła Brocanta do księżniczki, patrząc na nią z ukosa, zapewne dlatego, że poznała w niej czarodziejkę dobrą — ona tak zawsze robi i przez to choruje.
— To dziecko jest, odpowiedziała nimfa, nie trzeba jej słuchać. Ale czy pani nie położysz jej? Szukam jej łóżka i nie mogę znaleźć.
— Tak, jej łóżka, rzekła czarownica.
— Oczywiście. Czy pani nie masz innego pokoju? zapytała nimfa.
— To pani myślisz, że ten strych, to pałac? odparła czarownica, mrucząc.
— Ej, kobieto! odezwał się generał, odpowiadaj innym tonem, proszę cię, albo poślę po komisarza, który się zapyta, gdzie ukradłaś to dziecko.
— O! nie, nie! zawołała dziewczynka, ja chcę pozostać z Brocanta.
— Ja jej nie ukradłam, odpowiedziała stara.
— Czy czasem nie zechcesz w nas wmawiać, wtrącił generał, że ta dziewczynka jest twoją własną?
— Tego nie powiadam, odrzekła Brocanta.
— Jeżeli więc nie jest twoją, to widzisz, żeś ją ukradła.
— Nie ukradłam jej, panie, znalazłam ją, i przytuliłam jak własne dziecię, nie czyniąc żadnej różnicy między nią i Babolinem.
— Jeżeli tak, zapytała nimfa, to dlaczego z psami nie posłałaś Babolina, a ona nie została w domu?
— Bo Babolin nie chce wcale robić tego, co mu każę, a tymczasem Róża słucha wprzód, nim jej rozkazano.
— Zgoda, odezwał się generał, ale kiedy kto podejmuje dzieci, to nie dlatego, by je uśmiercać z febry. Gdzie ty sypiasz, dziewczynko?
— Tu, odpowiedziała czarownica, wskazując na zagłębienie dachu, w którym Róża urządziła swój przybytek.
Nimfa podniosła firankę i zobaczyła dość czysty kącik; tylko, że łóżko miało tylko jeden siennik; nimfa dotknęła siennika i zauważyła że twardy.
— Wstyd mi doprawdy, rzekła, że śpię tak mięciuchno, kiedy ta biedna dziewczynka ma za całe posłanie jeden twardy siennik!
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/491
Ta strona została przepisana.