zapalenie mózgu. Biedna była w malignie i niepoznawała nikogo, ani Brocanty, która ją wychowała, ani Babolina, który był jej towarzyszem i płakał przy łóżku, ani wrony siedzącej w głowach i zdającej się rozumieć, że jej mała pani jest chorą, ani psów, które nie szczekały już jak w przeddzień, kiedy generał wszedł z księżniczką. Był to widok bardzo smutny, a nimfa odwróciła od chorej oczy, aby je z łez otrzeć. Nie choroba to jednak Róży przestraszała lekarza: odpowiadał za jej wyleczenie, jeżeli będzie brać lekarstwa, które jej podawano, ale ona swą chudą i pałającą ręką odpychała wszystko, co chciano, ażeby przyjęła. Daremnie mówiono jej:
— Pij maleńka, to cię uleczy.
Napróżno: nie rozumiała nic, co jej mówiono. Przytem podnosiła się od czasu do czasu na łóżku, jakby dla ucieczki i krzyczała:
— O! moja dobra pani Gerard! o, moja dobra pani Gerard, nie zabijaj mnie! Do mnie, Brezyl! do mnie, Brezyl!
I padała jak martwa z głębokiem westchnieniem. Lekarz mówił, że to gorączka tworzy takie widma w jej mózgu, ale twarz Róży wyrażała taki przestrach, że możnaby przysiądz, że widma te widzi. Napój który podawał jej lekarz, miał uśmierzyć gorączkę, a po uśmierzeniu odpędzić straszną zmorę; wszyscy też usiłowali wmówić w nią napój: lekarz, dozorczyni, Brocanta, Babolin, a nawet jeden posłaniec miejski, który znajdował się tam podówczas i którego ona bardzo lubiła, będąc przytomną. Brocanta chciała jej wlać gwałtem, ale dziewczynka, przy swych drobnych rączkach, silniejszą była od czarownicy.
— Jeżeli nie będzie zażywać tego po łyżeczce, rzekł lekarz smutno, to nie doczeka jutrzejszego wieczora.
— Co czynić doktorze? zapytała wtedy księżniczka.
— Ja sam, doprawdy, nie wiem, odpowiedział lekarz.
— Doktorze, doktorze, zawołała księżniczka z płaczem, użyj całej swojej nauki, błagam cię, by ocalić to dziecię! Zdaje mi się, że gdybym była tak uczoną jak pan, znalazłabym sposób.
— Niestety, księżniczko, rzekł lekarz, potrząsając głową, nauka jest bezwładną w podobnym wypadku! Niech cię więc natchnie twoje dobre serce; co do mnie, mogę tylko upokorzyć się przed nieprzezwyciężonym oporem tego dziecka.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/493
Ta strona została przepisana.