Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/502

Ta strona została przepisana.

— Tak, w imieniu Rzeczypospolitej ułaskawiam cię.
— A czy moi towarzysze będą ułaskawieni? zapytał hrabia.
— O! co to, to nie, rzekł jeździec, oni zapłacą za ciebie.
— W takim razie, odezwał się oficer bretoński, chowając tabakierkę, pozostaję.
— Pozostajesz?
— Tak.
— Ażeby cię rozstrzelano?
— Zapewne.
— Chyba jesteś warjatem!
— Nie, jestem Bretonem i nie popełnię podłości.
— Nie gadałbyś oto! uciekaj! za dziesięć minut będzie zapóźno.
— Emigrowałem razem z nimi, odpowiedział hrabia Herbel kładąc ręce w kieszenie, walczyłem razem, wzięty zostałem do niewoli razem, a więc ocalę się razem z nimi lub razem z nimi umrę. Czy wyraźnie mówię; hę?
— Jesteś dzielny, mój ziomku! rzekł jeździec republikański, dla twojej i mojej miłości, koledzy moi wypuszczą was wszystkich.
— Dobrze, ale niech wykrzykną: „Niech żyje Rzeczpospolita!... odezwał się jeden z jeźdźców.
— Czy słyszycie koledzy? zapytał hrabia Herbel, ci poczciwi ludzie mówią, że jeśli krzykniecie: „Niech żyje Rzeczpospolita!“ to nas ułaskawią wszystkich.
— „Niech żyje król!“ krzyknęli trzej oficerowie wstrząsając głowami, ażeby zrzucić kapelusze i okrzyk wykonać z odkrytą głową.
— „Niech żyje Francja!“ śpiesznie wykrzyknął jeździec bretoński najsilniejszym na jaki go stać było głosem, spodziewając się pokryć ich odezwanie.
— O! ten wykrzyknik powtarzajmy ile się zmieści, odezwali się czterej szlachcice. I wszyscy zawołali jednogłośnie:
— „Niech żyje Francja!“
— Dalejże, oświadczył współziomek hrabiego, rozwiązując jednego po drugim, uciekajcie od pierwszego do ostatniego i niech będzie koniec!
I siadłszy na koń, garstka republikańska pocwałowała dalej, wołając do królewskich: