Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/510

Ta strona została przepisana.
VI.
Rozmowa dewotki z wolterjaninem.

Franz otworzył drzwi i wprowadził starą i wyniosłą damę, którą widzieliśmy matkującą Reginie podczas odwiedzin u Petrusa, dla zamówienia portretu.
Generał posiadał w najwyższym stopniu wysoki przymiot arystokracji, polegający na tem, ażeby jak to mówią, nie tracić fantazji. Nikt nie potrafił lepiej się uśmiechać, nie do nieprzyjaciela, gdyż z mężczyznami generał otwartym był aż do brutalstwa, lecz do nieprzyjaciółki; z kobietami bowiem jakiego bądź wieku, generał uprzejmym był aż do udawania.
Wstał więc za wejściem margrabiny i z pewną ociężałością w lewej nodze, przypisywaną przez niego dawnej ranie, a przez lekarza świeżemu napadowi podagry, ruszył naprzeciw, grzecznie podał jej rękę, zaprowadził do kozetki, z której tylko co wstał, przysunął fotel i usiadł na nim.
— Jakto, margrabino, zapytał, to pani sama we własnej osobie zaszczycasz mnie odwiedzinami?
— Dziwię się sobie, kochany generale, odpowiedziała stara dama wstydliwie spuszczając oczy.
— Dziwisz się! Pozwól mi pani powiedzieć sobie, że to wcale nie przyjemne wyrażenie. Cóż takiego, proszę, może panią dziwić?
— Nie przywiązuj, generale, do słów, które w tej chwili mówię złego znaczenia; chcę cię prosić o tak wielką przysługę, że aż mi przykro.
— Słucham margrabino, wszak pani wiesz, że jestem cały na twoje usługi. O cóż chodzi, proszę?
— Gdyby przysłowie: „Co z oczu, to z myśli“, nie było opłakaną prawdą, rzekła zalotnie margrabina, oszczędziłbyś mi pan trudu mówienia dalej, sam odgadując przysługę, jakiej mam od ciebie żądać.
— Margrabino, przysłowie to fałyszywe jest tak jak wszystkie inne przysłowia, któreby mi mogły w umyśle twym zaszkodzić, bo chociaż pozbawiony byłem przyjemności widzenia pani od naszej ostatniej sprzeczki, z powodu hrabiego Rappta...
— Z powodu naszego...