Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/520

Ta strona została przepisana.

— Przepraszam cię, stryju, rzeki Petrus z uśmiechem, ale pomawiają cię w świecie, że ty sam miałeś dużo dewocji do tej starej dewotki.
— Cóż robić... Ja mam tylu nieprzyjaciół!... Ale mówmy o czem innem, do djabła! Czy masz jakie wiadomości od twego korsarza ojca?
— Otrzymałem list, będzie temu trzy dni.
— Jakże się ma ten stary korsarz?
— Bardzo dobrze, stryju, ściska cię z całego serca.
— Dlatego, żeby mnie udusić, stary jakobin! Ale, powiedz-no mi, czy to tak dla swego stryja wystroiłeś się?
— Trochę dla stryja, trochę dla lady Grey.
— Czy od niej idziesz?
— Chodziłem jej podziękować.
— A za co? Za to, że jej brat admirał, ilekroć mnie spotka, zawsze mi winszuje, że mam takiego dzielnego brata marynarza, jak ten twój zbrodniarz ojciec?
— Nie stryju, ale za to, że chciała mi nastręczyć nabywcę na mojego „Korjolana.“
— Myślałem, że już sprzedany.
— Odemnie tylko zależało sprzedać go.
— Więc?
— Nie chciałem.
— Czy cena zdawała ci się niewłaściwą?
— Dawano mi dwa razy tyle, ile wart.
— Czemuż odmówiłeś?
— Bo mi się nabywca zdawał niewłaściwym.
— To ty pozwalasz sobie robić różnicę między pieniądzmi i pieniądzmi?
— Tak, stryju, a to z powodu, że zdaniem mojem, nic bardziej się nie różni od siebie, jak pieniądze od pieniędzy.
— To ty, wartogłowie, po zrujnowaniu jegomość pana swego ojca, co nie jest jeszcze tak wielkiem nieszczęściom, bo maleparta do czarta, może miałbyś chęć z kolei i mnie ogołocić?
— Nie, stryjaszku, bądź spokojny, odpowiedział, śmiejąc się Petrus.
— A któż to jest ten nabywca, który tak ci się niepodobał, panie wybredny?
— Minister spraw wewnętrznych, stryju.
— Więc to minister spraw wewnętrznych chciał kupić twój obraz? Czyż on zna się na malarstwie?