Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/534

Ta strona została przepisana.

— Łotrze!
— Moim wzorem była ona...
— Jaka ona?
— Czy chcesz stryju, bym ci nazwisko jej powiedział.
— Jakto, czy chcę? Spodziewam się, że nie inaczej!
— Pamiętaj stryju, że ja nie mam nadziei być jej mężem, ani jej kochankiem.
— Tem więcej powodów do wymienienia jej nazwiska: po takim wstępie nie ma niedyskrecji...
— Jestto panna...
Petrus zatrzymał się: zdawało mu się, iż popełnia zbrodnię.
— Jestto panna... powtórzył generał.
— Regina.
— De Lomothe-Houdan?
— Tak, stryju.
— A! zawołał generał, rzucając się raptownie wznak, brawo! mój synowcze! Gdyby nie było między nami stołu, rzuciłbym ci się na szyję i uściskał!
— Co stryj chcesz przez to powiedzieć?
— Że jest Opatrzność nad poczciwymi ludźmi.
— Nie rozumiem.
— Ja ci powiadam, moje dziecię, że ty będziesz moim Rodrygiem, moim mścicielem!
— Bądź łaskaw, stryju, wytłómacz się.
— Mój drogi, żądaj odemnie czego chcesz: uczyniłeś mi największą przyjemność, jakiej dożyłem w życiu.
— O, stryju! wierzaj mi, że jestem w siódmem niebie! Mogę więc mówić dalej?
— Nie, nie tu, moje dziecko. Ja jestem filozofem ze szkoły Epikura, synem grodu, który zwie się Sybaris: świeżość twego opowiadania nie zgadzałaby się z zapachem potrawki i kapusty. Przejdźmy do salonu. Franz, mój chłopcze, najwyborniejszej kawy! likierów najwonniejszych! Franz, możesz już przypiąć krzyż i przyszyć galony, przebaczam ci na cześć mojego synowca. Pójdź, Petrusie, drogie dziecię mojego serca! Więc tedy, jak powiadasz, jesteś zakochany w pannie Reginie de Lamothe-Houdan?
Mówiąc to generał zarzucił ramię na szyję Petrusa z takim wdziękiem i wytwornością, powiedzielibyśmy nawet z taką lekkością młodzieńczą, jak Pollux zarzuca ramię na szyję Kastora, w pięknej grupie starożytnej, arcydziele