Nie umiem ci wypowiedzieć do jakiego stopnia radujesz mnie... Więc ty nie jesteś zakochany w Reginie? Powiedz mi więc, jak to jest? Ja, gruby materjalista, człowiek innego wieku, sądziłem dotąd, że miłość jest materjalną kombinacją tego, co najczystsze w człowieku, tak jak ta kawa jest czemś najsubtelniejszem w roślinie. Omyliłem się, tem lepiej! Jest inne uczucie bardziej niebiańskie, eteryczniejsze, gorętsze, jak to. Pragnę zabrać z niem znajomość, a boleję nad tem, żem czekał tak długo.
— Szydzisz ze mnie, stryju.
— Zkąd znowu!
— Ależ ja, pod słowem mówię prawdę! To co czuję dla Reginy, nie ma nazwy, jest to uczucie nowe, świeże, podniosłe jak ona; uczucie, które nie istniało przed nią, i przez nią tylko mogło być natchnione... O! mój stryju, mój stryju, powiadasz, że pomimo doświadczenia, uczucie to jest ci nieznane, nie dziwi mnie to, bo pewny jestem, że żaden człowiek nigdy tego co ja nie odczuwał.
— Winszuję z całego serca, mój drogi, rzekł generał, wysączając ostatnie krople kawy, powtarzam ci, że pod rozmaitemi względami sprawiasz mi radość rzeczywistą, pierwszą, jaką ci zawdzięczam. Nie bierz więc tak literalnie tego, co ci mówiłem o świecie, nimeśmy usiedli do stołu: była to zmora czczego żołądka. A! mówił dalej stary szlachcic, rozciągając się w fotelu i mrużąc powieki, zdaje mi się, iż nie ryzykuję nic, mówiąc, że jak zażyję tę szczyptę tabaki hiszpańskiej, to będę prawdziwie i zupełnie szczęśliwy.
— Wierzaj mi, stryju, rzekł Petrus, iż wdzięczny ci jestem calem sercem za tak żywy w szczęściu mojem udział.
— Mylisz się, kochany Petrusie, czyli raczej nie stoisz na moim punkcie widzenia.
— Byłeś łaskaw powiedzieć mi, stryju, że jesteś zupełnie szczęśliwym.
— Tak jest, ale to nietylko moje szczęście raduje mnie tak bardzo.
— Więc cóż takiego, stryju?
— To chytra myśl, że szczęście to stanie się, męczarnią komu innemu.
Petrus patrzał na stryja oczyma pytającemi.
— Owóż, mówił generał, ponieważ ten ktoś inny jest moim od serca nieprzyjacielem, więc wszystko, co mu nieprzyjemnego się wydarza, mnie napełnia zadowoleniem.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/537
Ta strona została przepisana.