Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/54

Ta strona została przepisana.

wargami różowemi, jak świeże wiśnie. Mały znaczek z urodzenia pod prawem okiem, który kobiety z ludu nazywają „wdziękiem,“ w pewnych porach roku przybierał barwę małej poziomeczki, i on to zapewne nadał jej ten przydomek. „Fragola“ (po włosku, poziomka), który zwrócił uwagę Jana Roberta.
Obecność tego ostatniego, zrazu, tak jak i w Rolandzie, obudziła w niej niepokój, ale jak Roland, uspokoiła się odpowiedzią Salvatora: „To przyjaciel...“
Podała więc nasamprzód Salvatorowi pogodne czoło, na którem młodzieniec złożył czuły, chciałem powiedzieć pełen szacunku pocałunek. Potem, zwracając się do Jana Roberta:
— Przyjacielu mojego przyjaciela, rzekła z uroczym uśmiechem, witam cię!
I świecąc poecie jedną ręką, weszła do pokoju, drugą obejmując szyję Salvatora.
Jan Robert poszedł za niemi. Zatrzymał się dyskretnie w małym pokoiku stanowiącym przednią komnatę, która zdawała się być jadalnią.
— Spodziewam się, że ty przecież nie przez niespokojność jeszcze dotąd nie spisz? zapytał Salvator. Tego bym sobie nie przebaczył, moje drogie dziecię.
I młodzieniec wymówił te słowa akcentem mającym coś ojcowskiego.
— Nie, odpowiedziała dziewica głosem łagodnym, ale odebrałam list od tej przyjaciółki, o której wspominałam ci kilka razy.
— Od której? zapytał Salvator. Ty masz trzy przyjaciółki, o których mi często wspominasz.
— Mógłbyś nawet powiedzieć, że ich mam cztery.
— Tak, prawda... O którąż więc teraz chodzi.
— O Karmelitę.
— Czy jej zdarzył się jaki wypadek?
— Mam jakieś przeczucie! Mamy się jutro zejść razem, ona, Lydia, Regina i ja na mszy w Notre-Dame, jak to jest naszym dorocznym zwyczajem, a tymczasem zamiast tego, ona naznacza nam schadzkę o siódmej godzinie zrana.
— A gdzie?
Fragola uśmiechnęła się.
— Prosiła o sekret, mój przyjacielu.