Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/540

Ta strona została przepisana.

— Otóż, mój kochany synowcze, powtarzam ci względnie do ciebie samego to, co mówiłem względnie do twego przyjaciela, który odmówił krzyża: jesteś na swój wiek zamłody!
— Ja, stryju?
— Ty.
— Cóż to znowu znaczy?
— To znaczy, że panna de Lamothe-Houdan nie poszłaby za ciebie.
— A toż dlaczego, stryju?
— Dlatego, że prawo zabrania kobiecie zaślubiać dwóch mężczyzn, mężczyźnie dwóch kobiet naraz.
— Dwóch mężczyzn?
— Tak, to się zwie dwumęztwem, wielomęztwem.
— Nic a nic stryja nie rozumiem, wytłómacz się, proszę.
— Nim dwa tygodnie upłyną, panna de Lamothe-Houdan pójdzie zamąż.
— Niepodobna, stryju! wykrzyknął młodzieniec blednąc okropnie.
— Niepodobna!... to także frazes zakochanego.
— Stryju, na miłosierdzie Boże, miej litość nademną! mów wyraźniej!
— Zdaje mi się, że to co mówię, jest dosyć wyraźne i że stawiam kropki nad „i“ panna de Lamothe-Houdan idzie zamąż.
— Idzie zamąż! powtórzył Petrus osłupiały.
— A ja o tem wiedzieć powinienem, skoro ona zaślubia mojego mniemanego syna.
— Stryju, ja oszaleję! Coż to za mniemany syn?
— O! uspokój się, nie uznałem go, chociaż jego czuła matka robiła wszystko co mogła, ażeby na swojem postawić.
— Ależ nareszcie, stryju, kogóż ona zaślubia?
— Pułkownika hrabiego Rappta.
— Pana Rappta.
— We własnej jego osobie, mój synowcze, tego przyjemnego, zacnego, znakomitego pana Rappta!
— Ależ on dwadzieścia lat starszy jest od Reginy.
— Możesz nawet powiedzieć dwadzieścia cztery, mój drogi, z uwagi, że on datuje od dnia 11go marca 1786 roku, co czyni dobrze wyliczonych czterdzieści i jeden lat, a po-