Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/542

Ta strona została przepisana.
X.
Gdzie druga jest rozprawa o cnotach pani margrabiny Jolanty Pentaltais de la Tournelie.

General patrzał przez chwilę na synowca z tem współczuciem starca dla bólów, których już nie doznaje, ale które przypomina sobie jednak. Potem rzekł:
— Teraz, kochany mój Petrusie, uważaj bacznie na to co ci będę mówił:
— Słucham, stryju, rzekł smutno Petrus.
— Czy znasz pana Rappta?
— Widziałem go dwa razy w pracowni Reginy, odpowiedział młodzieniec.
— I zdał ci się haniebnie brzydkim, nieprawdaż? To rzecz naturalna!
— Nie powiem, żeby brzydkim, stryju.
— Jesteś bardzo wspaniałomyślnym.
— Powiem więcej, mówił dalej Petrus, w oczach wielu ludzi, dla których wyraz twarzy nie znaczy nic, hrabia Rappt uchodzić nawet może za pięknego mężczyznę.
— Do licha! tak to ty odzywasz się o współzawodniku!
— Mój stryju, trzeba być sprawiedliwym, nawet z nieprzyjacielem.
— Więc dla ciebie nie jest on brzydkim?
— Gorzej niż brzydkim, stryju: człowiekiem bez wyrazu. Wszystko w nim jest zimne i nieruchome jak marmur i zdaje mi się jakimś instynktem dążyć ku ziemi. Oczy przygasłe, wargi wązkie i zaciśnięte, nos okrągły, cera popielata, głowa jego się tylko porusza, rysy nigdy. Gdyby można maskę lodową przykryć skórą żywą, ale któraby przestała być ożywioną przez obieg krwi, to takie arcydzieło anatomji wydałoby coś podobnego do twarzy tego człowieka.
— Pochlebiasz swoim portretom, Petrusie, i ja, jeżeli zechcę upiększone o sobie wspomnienie zostawić potomnością to ciebie zobowiążę, ażebyś je przekazał.
— Wróćmy proszę, stryju, do pana Rappta.
— Chętnie... Ależ, takie mając wyobrażenie o swym współzawodniku, czyż nie dziwisz się, że Regina zezwala na oddanie mu swej ręki?
— W samej rzeczy, stryju, osoba z gustem tak czystym,