Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/551

Ta strona została przepisana.

— Ależ, mój stryju, co może skłaniać hrabiego Rappta do tak haniebnego kroku?
— Regina ma milion posagu.
— Ależ nędznik ten ma dwadzieścia pięć tysięcy franków dochodu!
— Uczyni mu to razem siedmdziesiąt pięć, a ponieważ po śmierci generała i jego żony Reginy odziedziczy jeszcze dwa miliony, wtedy będzie miał sto siedmdziesiąt pięć tysięcy franków czystego dochodu rocznie.
— Ależ ten Rappt to zbrodniarz ohydny!
— A któż ci przeczy?
— Jeżeli generał, który nie wie o niczem, zgadza się na to małżeństwo, rozumiem, ale jeżeli żona ścierpi, ażeby córka jej poślubiła...
— O! mój drogi, takie rzeczy dzieją się codzień. Nie uwierzysz jak ciężko jest ludziom, władnącym wielkiemi majątkami, puścić majątek w obce ręce! Trzeba ci przytem wiedzieć, że biedna generałowa jest w stanie okropnym; cierpi na chorobę nerwową, która ją ciągle prawie trzyma w łóżku. Doszła już do tego, że nie może znosić światła dziennego, żyje w ciągłym mroku, jedząc różane konfitury, oddychając pachnidłami i poruszając ziarna różańca, a wszystko to szczególnie działa na nerwy. Któż nawet powiedzieć może, czy ona wie, że córka jej idzie zamąż?
— Ależ ty, stryju, który zdajesz się znać całą tę intrygę, czy ścierpisz?...
— To prawda, że przez margrabinę de la Tournelle...
— Czy zniesiesz z zimną krwią, aby w oczach twych spełniono zbrodnię?
— A co to, pytam się, należy do mnie? Jakie mam prawo do tego się mieszać?
— Prawo, jakie ma każdy człowiek w wykryciu zbrodniarza.
— Dla wykrycia zbrodniarza trzeba dowodów, a przytem mój kochany, nie ma prawa, któreby karało tego rodzaju zbrodnie, to jest, prawdziwe zbrodnie.
— Ale ja...
— Zrobisz tak jak ja, Petrusie: będziesz się przyglądał...
— O! bynajmniej, bynajmniej!
— Pozwolisz dopełnić się ohydnemu szalbierstwu i czekać będziesz, aż djabeł rozerwie to, co złączył.