Widzieliśmy, jak z przybyciem wesołej gromady, biesiada rozpoczęła się na nowo, potem, jak o piątej godzinie zrana rozeszli się z przyjacielem, gdyż Ludowik towarzyszył gromadzie do Bas-Meudon, a Petrus wrócił do siebie na ulicę Zachodnią.
Przypominamy sobie, że gdy Ludowik zapraszał go, iżby się zabrał z nimi, to Petrus z miną bardzo nietowarzyską powiedział: „Nie mogę, mam posiedzenie.“
Posiedzenie to miało rozstrzygnąć o losie jego życia.
Naznaczone ono było na godzinę pierwszą popołudniu. O dziewiątej godzinie zrana Petrus już był na ulicy Plumet.
Wróciwszy do domu, położył się i próbował zasnąć, ale samotność i milczenie oddały go na łup strasznej burzy serca. Wtedy tysiączne zamiary przeszły mu przez głowę, z których ani jeden nie zatrzymał się w myśli; w miarę, jak mu się przedstawiały, uznawał je za niepraktyczne.
Wybiła dziewiąta, a Petrus nie powziął jeszcze żadnego postanowienia, czuł tylko, że dłużej czekać nie jest w stanie. Wyszedł, choć nie wiedział dlaczego.
Jak szuler, który utracił cały majątek a ma nadzieję odzyskania go, oczekuje dwie godziny naprzód otwarcia szulerni, która po majątku, pochłonie może jego honor, tak Petrus, ubogi gracz, który serce tylko swe stawił na kartę, wybiegł z domu, myśląc jakby odzyskać tę ostatnią stawkę.
Szedł jak warjat, to prędko, to zatrzymując się bez powodu, z ulicy Mont-Parnasse na ulicę Plumet, przechodził obok pałacu marszałka i znów innemi ulicami wracał na ulicę Mont-Parnasse.
Wstąpił do kawiarni, nie na śniadanie, ale dla zabicia czasu; wypił filiżankę czarnej kawy, próbował czytać dzienniki. Dzienniki! A co go obchodziły sprawy europejskie, jakie miały dlań zajęcie rozprawy w Izbie? Nie rozumiał nawet, jak można zabazgrać tyle papieru o niczem. Filiżanka czarnej kawy i pięć lub sześć przerzuconych dzienników, doprowadziły Petrusa do godziny jedenastej.
Gdy jedenasta uderzyła na wieży Inwalidów, wyszedł z kawiarni i przypomniał, że trzeba czekać jeszcze dwie godziny. Wtedy postanowił udać się w dłuższą drogę, ażeby trwała najmniej z godzinę. W którą stronę się udać? Miał zajęcie tylko w pałacu marszałka. Nagle przyszła mu na myśl historja nimfy Carity.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/554
Ta strona została przepisana.