uwieńczone listem Reginy, wróciły młodzieńcowi, jeżeli nie spokój, to przynajmniej pewne panowanie nad sobą.
Jan Robert przyszedłszy do Petrusa, zaczął mu wszystko opowiadać, a ponieważ zajęty miał umysł i serce, czuć było zatem, że pragnąłby z wypadków widzianych, wyciągnąć coś dla swego dramatu.
Pomimo emfatycznej przemowy przyjaciela, Petrus, zajęty wspomnieniem wypadków dnia, bardzo umiarkowaną zwracał uwagę na opowiadanie o miłości Justyna i Miny, gdy naraz oczy opowiadającego padły na szkic przedstawiający taniec na jajkach.
— Patrzajcie, to Róża z ulicy Triperet! zawołał poeta.
— Róża? powtórzył Petrus, czy znasz to dziecko?
— Znam.
— Zkąd?
— Toż ta stara czarownica, jej opiekunka, znalazła list, który Mina wyrzuciła przez drzwiczki od powozu. Byłem u niej z Salvatorem.
— Rzeczywiście, mówiła mi, że zna naszego przyjaciela z zeszłej nocy.
— To jej obrońca, czuwa nad nią, dba o jej zdrowie, posyła lekarzy, każę zmieniać mieszkanie. Zdaje się, że ta straszna Brocanta jest starą sknerą, która uśmierca dziecię zimnem lub upałem, stosownie do pory roku.
— Czy nie uważasz, że to jest śliczna dziewczyna?
— Oczywiście, skoro jak widzisz, zrobiłem jej portret.
— W postaci Miny Getego, dobra myśl! Ja sam zaraz pomyślałem: „O! gdybym miał taką aktorkę jak ta, zrobiłbym dramat z romansu Getego!
— Czekaj, rzekł Petrus, pokażę ci jeszcze co innego.
Wydobył z teki wielki rysunek, który był zrobił kilka dni przedtem w kwiatowym salonie Reginy, potem, gdy Jan Robert zbliżał się dla zobaczenia:
— Chwilę! rzekł, muszę jeszcze zrobić kilka rysów ołówkiem.
Przypomniał sobie, że na tym rysunku, przedstawiającym znalezienie Róży trzęsącej się z febry, razem z psami, w rowie bulwaru Mont-Parnasse, zrobił z wyobraźni głowę małej nędzarki. W pięć minut zmazał i na jej miejsce narysował prawdziwą.
— Patrz teraz! rzekł.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/561
Ta strona została przepisana.