Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/562

Ta strona została przepisana.

— A! Czy wiesz, że to prześliczna rzecz. Potem naraz zawołał: Ależ to portret panny Lamothe-Houdan!
Petrus zadrżał.
— Co ty mówisz? zapytał.
— Wszak to jest portret córki marszałka?... Tak, tak, w amazonce.
— Czy znasz ją?
— Widziałem raz lub dwa u księcia Fitz-James, a dziś widziałem ją znów, dlatego też podobieństwo z nią tej amazonki uderzyło mnie.
— Widziałeś ją? Gdzie?
— O! w okoliczności przerażającej! Klęczącą wraz z dwiema szkolnemi przyjaciółkami, wychowankami zakładu St. Denis tak jak ona, przy łożu biednej dziewczyny, która chciała umrzeć z czadu węglowego.
— Ale się jej nie udało?
— Nie, rzekł Jan Robert smutno, na nieszczęście!
— Na nieszczęście?
— Zapewne, bo skazali się na śmierć razem z kochankiem, a kochanek ten umarł... Miałem ci to właśnie opowiedzieć, kochany przyjacielu, kiedy spostrzegłszy twoje zamyślenie i brak uwagi na moje opowiadanie, poznałem właśnie portret Róży.
— Przepraszam cię, Robercie, rzekł Petrus, uśmiechając się do młodego poety i podając mu rękę, byłem zamyślony, to prawda, ale to już minęło. Opowiadaj, przyjacielu, opowiadaj!
Petrus słuchający z roztargnieniem opowiadania o miłości Justyna i Miny, dopóki nie wiedział, że tam wchodzi Róża, nieuważny przy opowiadaniu nieszczęść Kolombana i Karmelity, dopóki nie zjawiła się tam panna de Lamothe-Houdan, chciwy był teraz usłyszeć wszystko, ponieważ wmieszaną była Regina, z jednej strony pośrednio przez Różę, z drugiej bezpośrednio.
Petrus nie wątpił, że Regina wyszła z domu skutkiem nieszczęśliwego wypadku, jaki zdarzył się jej przyjaciółce, ale cieszył się, gdy Jan Robert to potwierdził. Zresztą, Jan Robert mówił jak poeta o piękności panny de Lamothe-Houdan, a mimo uczucia zazdrości palącego mu serce na myśl, że piękność ta z góry przeznaczoną jest innemu, Petrus szczęśliwy był i dumny, słuchając pochwał swego ideału.