zwierzęcia, rzadkość nawet w Indjach, zdradzający się wonią, który zwrócił na generała wszystkie spojrzenia skierowane przedtem do tej loży, z której rzucono wianek fiołków.
Generał zdjął brylantową bransoletę spiętą około ręki, opiął nią piżmowy woreczek i wszystko to rzucił signorze Engel, która mimowoli wydała okrzyk zdziwienia, na widok strumienia światła tryskającego z brylantów!
Korzystając z przysługujących nam praw i przywilejów autora dramatycznego, pójdziemy śmiało za kulisy i spróbujemy zobaczyć przez szyby jej gabinetu, co się dzieje u signory Rozeny Engel.
U drzwi czekała gromada książąt, elektorów, margrabiów, bankierów, nakształt dworzan stojących w przedpokoju królowej.
Dosyć czasu potrzebowała signora Rozena, by się przebrać, obmyć twarz z różu i bielidła i włożyć suknię. Ale tego wieczora, oczekiwanie trwało dłużej, niż zwykle. Ztąd też arystokratyczne zebranie, ściśnione u drzwi w ciasnym korytarzu, dusiło się i zaczynało szemrać, grzeczniej napozór wprawdzie, ale prawie równie niecierpliwie, jak szemrze pospólstwo.
Nareszcie drzwi się odemknęły ku powszechnemu zadowoleniu. Ale ukazała się tylko figlarna buzia służącej francuskiej i odezwała się ze zwykłą poufałością garderobianej w służbie u aktorki.
— Panowie, signora Rozena jest bardzo zmartwiona, że panowie na nią oczekują, ale jest nieco cierpiącą i prosi, jeżeli panowie chcecie koniecznie pozostać, jeszcze o jakie dziesięć minut spoczynku.
Na tę wiadomość ozwało się istne hurra! Czekać dziesięć minut w tej wązkiej przestrzeni pozbawionej powietrza zewnętrznego, znaczyło to ze dwa uduszenia dla delikatnych płuc dyplomatów, a tyleż kongestyj dla ciasnych mózgów bankierskich. Zaczęto się niecierpliwić.
— Aha! rzekła Mira, zdaje mi się, że słyszę nieukonten-