nie obawiają się ruszyć z miejsca dla mnie, naznaczam schadzkę na brzegach Sindu lub Pendżabu. Otóż, mówiła dalej Rozena, wstając, ponieważ ztąd do Petersburga jest mil sto, a do Lahory cztery tysiące, a w którąkolwiek stronę zwróci się mój wybór, nie mam czasu do stracenia, pozwólcie zatem panowie, że was pożegnam, szczerze przyrzekając nie zapomnieć nigdy względów, jakiemi mnie darzycie!
I tancerka, ze ślicznym uśmiechem i ukłonem, pożegnała dostojne zgromadzenie, które, ażeby dotrwać z nią do końca, towarzyszyło jej aż na plac teatralny, to jest do drzwiczek powozu, w który wskoczyła lekko jak wiewiórka.
W chwili, gdy woźnica ruszył z miejsca, wszystkie kapelusze na znak pożegnania, zerwały się z głów jednocześnie, jakby od zamachu trąby powietrznej.
Powóz tancerki popędził na Seilerstrasse gdzie było jej mieszkanie.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/587
Ta strona została przepisana.
Koniec tomu piątego.