Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/608

Ta strona została przepisana.

dwunastej otwieram okno i cóż chcesz! niecierpliwię się i oskarżam cię, dopóki nie usłyszę turkotu pojazdu.
— A wtedy?... zapytała z uśmiechem dziewica.
— Wtedy już cię nie oskarżam, ale niecierpliwię się jeszcze dopóki cię nie zobaczę we drzwiach ogrodu.
— A wtedy?... zapytała z naiwną zalotnością.
— Wtedy słucham szelestu twych kroków, który odbrzmiewa aż w sercu mojem; otwieram drzwi, otwieram ramiona!...
— A wtedy?...
— A wtedy jestem szczęśliwy, Rozeno! dodał książę głosem złamanym, łagodnym jak głos chorego dziecka, a wtedy tak jestem szczęśliwy, iż zda mi się, że umrę!
— Mój śliczny książę! zawołała Rozena radosna i dumna z miłości, którą natchnęła.
— Dziś wieczór, mówił dalej książę, już nie spodziewałem się ciebie.
— Chyba sądziłeś, żem umarła.
— Rozeno!
— Jakto, panie, ponieważ jesteś księciem, czyliżbyś przeto sądził, że więcej kochasz Rozenę, niż Rozena ciebie? Tem gorzej, bo uprzedzam cię, że pod tym względem nie prześcigniesz mnie...
— Więc kochasz mnie bardzo, Rozeno? zapytał młodzieniec. O! powiedz mi to blisko, ażebym oddychać mógł twojemi słowy. One dodają mi życia, napawają błogością!
— Dziecko! Pytasz, czy cię kocham! Widać, że twoja policja mniej dobrze jest urządzona, niż twojego dziadka, inaczej, nie zadawałbyś mi takiego pytania.
— Rozeno, nie pytamy się dlatego, ażebyśmy wątpili, lecz dlatego, ażeby usłyszeć odpowiedź: tak! tak! tak!
— A więc, tak, tak! śliczny książę, kocham cię! Ty czekasz na mnie, niecierpliwisz się jeżeli się spóźniam,, wątpisz kiedy nie przybywam... Czy sądzisz panie, że mogłabym dzień jeden wytrzymać nie widząc ciebie? Czyż ty nie jesteś myślą moją jedyną, marzeniem nieustannem, mojem życiem całem? Czyż wszystkie dnia godziny, gdy jestem zdaleka od ciebie, nie upływają mi na patrzeniu w twój portret, na uwielbianiu tej drogiej pamiątki?... Jak mogłeś myśleć, że nie przyjdę dziś wieczór?
— Obawiałem się!
— Niedobry! Czyż nie powinnam ci była podziękować