Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/626

Ta strona została przepisana.

— Wiedziałabym, ponieważ o południowej godzinie czekam na odwiedziny generała.
— Lecz jakże doszłoby to do mojej wiadomości?
— Napisałabym księciu.
Młodzieniec pobladł.
— A gdzież jest posłaniec, któremu ośmieliłabyś się powierzyć list taki?
Dziewczę zadumało się przez chwilę.
— Nie znam ani jednego, dodał książę.
— Ale ja znam, odpowiedziała Rozena.
— Któż to?
— Pójdź ze mną panie!
Wzięła księcia pod rękę i zawiodła go do maleńkiego buduaru, który sąsiadował z sypialnią. Był to pokój mający od ośmiu do dziesięciu stóp kwadratowych, zwrócony ku południowi, pełen doniczek z kwiatami i krzewów, z oknami zaopatrzonemi w kraty zamykające się na noc. Ptactwo najwyszukańszych gatunków, czerwone, niebieskie, zielone, srebrzyste i złotawe, spało tu pomiędzy zielenią. W pośrodku małego pokoiku, a raczej klatki olbrzymiej, ustawiono rodzaj domku z różanego drzewa, z daszkiem mającym kształt chińskiej pagody; był to kiosk dla gołębi.
Za zbliżeniem się młodej pary, na szmer jej kroków jeden z gołąbków ocknął się, zabłysło w cieniu złote jego oko, a dziób różowy wyjrzał przez maleńki otwór w drzwiczkach. Był to piękny okaz gatunku pocztowych gołębi. Zaczął rozpatrywać przybyłych, a badanie to zadowolnić go musiało, bo zagruchotał, jak gdyby chciał powiedzieć: „Zbliżcie się przyjaciele moi, Franciszku i Rozeno, znajomość nasza dalekich sięga czasów, wiem przeto, że niezdolni jesteście uczynić mi krzywdy“.
— Cóż więc? pytał książę dziewczyny.
— Jakto? Wasza wysokość nie domyśla się jeszcze, ca za posłańca mam na pogotowiu?
— O! widzę teraz.
— Czy nie obawiasz się, książę, zdrady z jego strony?
— Rozeno, ty jesteś wieszczką, czarodziejką.
Książę roztworzył drzwiczki gołębnika, wsunął rękę i zdjął z grządki gołębia, który powitał ich gruchaniem.
— Pójdź, mój śliczny posłańcze! rzekł całując go, nie gruchaj tak żałośnie; gniazdko twoje opuścisz na kilka zaledwie godzin, kiedy ja chętnie porzuciłbym moje na