młotka rozległo się w ciszy. Książę zadrżał; czyż nie oczekiwał w tej godzinie zjawiska bardziej niepodobnego do prawdy, bardziej urojonego, aniżeli ukazanie się ducha?
Poszedł wesprzeć się o komin, gdyż nogi utrzymać go nie chciały. Stojąc w ten sposób, po lewej stronie miał drzwi wchodowe wiodące do salonu, na prawo zaś drzwi ubieralni. Rozumie się, iż wzrok jego zwrócony był ku salonowi, gdyż ubieralnia nie posiadała wyjścia.
Nagle, w chwili ostatniego drgnienia zegara, odwrócił się, sądząc iż słyszy jakiś łoskot w ubieralni, po którym nastąpił odgłos kroków ostrożnie stawianych na posadzce.
Książę, jak to zauważyliśmy, nie mógł oczekiwać przybycia żywej duszy z tej strony, niemającej żadnego znanego wyjścia.
A jednak szelest stawał się tyle wyraźnym, iż młodzieniec przestał wątpić nareszcie o obecności czyjejś w ubieralni; rzucił się więc ku drzwiom, chwytając bezwiednym ruchem za szpadę, kiedy drugą rękę wyciągnął dla odsłonięcia dywana zawieszonego przed drzwiami.
Lecz zanim palce dotknąć zdołały tej zasłony, poruszyła się ona, i książę de Reichstadt odskoczył dwa kroki, widząc zjawiającą się przed nim pomarszczoną, bladą twarz człowieka stojącego w progu.
— Kto jesteś! wykrzyknął, ruchem szybszym od myśli wydobywszy szpadę.
Tajemnicza osobistość postąpiła naprzód, zdając się nie zważać na groźbę obnażonej broni, połyskującej w ręku młodzieńca, i zginając kolano odezwała się:
— Jestem tym, którego oczekujesz, Najjaśniejszy panie.
— Ciszej, szepnął książę, ciszej, na Boga! I podał rękę Sarrantiemu, który złożył na niej pocałunek. Tak, ciszej! mówił dalej, i nie nazywaj mnie pan najjaśniejszym!
— Jakimże więc mianem wolno mi nazwać spadkobiercę Napoleona, cesarskiego syna? pytał Sarranti wciąż klęcząc.
— Poprostu księciem lub wysokością, jak zwą mnie tutaj... Lecz przedewszystkiem powiedz mi pan, na Boga, jakim sposobem wedrzeć się mogłeś aż do mnie przez ten pokój?
— Najpierw, pozwól mi wasza wysokość złożyć dowody, że jestem tym samym, którego oznajmiono wam, a nadto, że przychodzę tu od ojca waszego.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/629
Ta strona została przepisana.