Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/667

Ta strona została przepisana.

naszego Melingue’a (Życie artysty) i że dla zabawienia publiczności, miał przed drzwiami sławnego Fafiou, króla ówczesnych hecarzy.
Spodziewamy się nadmienić coś więcej w następnych rozdziałach o owych znakomitych skoczkach, tworzących część czcigodnego zastępu, jaki mianowano wtedy „Mohikanami Paryża,“ na cześć pięknego romansu Coopera, jaki co tylko się ukazał.
Obecnie kiedy teatr i scena są znane, niech widz usadowić się raczy jak najwygodniej, bo oto podnosimy kurtynę.

XII.
Posłaniec z ulicy Żelaznej.

Ulica Żelazna, zwana niegdyś „aux Ferres,“ położoną była i jest dotychczas, ponieważ nie całą zburzono, między ulicą St. Denis i targowiskiem Aux Poires, a ulicą De la Lingerie. Ciągnąc się stroną północną od placu Innocents, równolegle do ulicy Ferronnerie, przebiegając, jak rzeka spławiająca owoce, kwiaty i jarzyny, pomiędzy stoma oberżami ustawionemi z boku prawego, a tysiącem sklepików uszeregowanych z lewej strony, ulica ta, w czasie do jakiego przenosi nas ten rozdział, posiadała pewien pozór malowniczy, któremu podobnego nie odnajdzie już w Paryżu wyciągniętym pod sznur, ubielonym, wypomadowanym i poprawnym, a który zagraża, iż stanie się jak Turyn, olbrzymią szachownicą.
Tłum pstrokatej odzieży, od świtu rojący się i szemrzący w tej uliczce, jak rój pszczół spieszących przeźroczystym gościńcem powietrznym do macierzystego ula, osłoniony z jednej strony zbrukanemi murami karczem, oświetlony z drugiej sklepami „a giorno“, przedstawiał cechę szczególną, wyłączną, nadającą mu podobieństwo z tłumem malowanym przez dawną szkołę flamandzką.
Wybiła dziesiąta, a był to jeden z tych poranków majowych, w których wiosna przeglądać się zaczyna w wód zwierciadle, ukazując twarzyczkę różową przysłonioną jeszcze ostatniemi mgłami zimy.
Słońce, które wtedy, dla ogrzania biednych śmiertelników nie czyniło tyle rozmaitych korowodów ile dziś czyni, słońce, wślizgujące się między warstwy powietrza i napa-