doku na ulicę”, nudziła się bardzo, a bojąc się ukazać we dnie, część nocy przesiadywała u okna, słuchając trelów słowika i licząc gwiazdy, głównie wtedy, kiedy Haczyk wyszukiwał po mieście szmaty.
Otóż, Zwierzynka, zauważywszy otwór u dołu drzwi, prowadzących do izby gałganiarza, umieścił się przy nim pewnego wieczoru i spostrzegł Karlicę.
Postawcie Romea na miejscu Zwierzynki, Juliettę zamieniwszy na pannę Bebe, a wytworzycie sobie obraz miłosny, którego szczegóły opowiem wam, czytelnicy, nawet po Szekspirze, jeśli tylko domagać się zaprzestaniecie ujawnienia sceny zaszłej między łapaczem kotów, a Karlicą.
Wynikiem takowej było zwyczajnie to, iż nazajutrz, śniadając z Haczykiem, Zwierzynka ofiarował mu się odstąpić jednę z izb własnych ze sprzętami, za cenę miesięczną pięciu franków. Że to była właśnie kwota, jaką opłacał Haczyk za mieszkanie bez sprzętów, przyjął więc z podziękowaniem ofiarę, przeniósłszy panienkę i swoje „penaty“ do szanownego łapacza kotów.
W końcu miesiąca, Haczyk czujący się lepiej w nowej siedzibie, objawiać przecież zaczął dziwny niepokój, a kiedy panna Bebe wywiedzieć się pragnęła o powody jego smutku, oświadczył, iż martwi się nie będąc w możności uiszczenia należności za mieszkanie.
Karlica zadumała się przez chwilę, a owocem jej rozmysłu była odpowiedź dająca wiele do myślenia Haczykowi.
— Załatwię tę sprawę, rzekła.
Że jednak sprawa załatwioną została w istocie i Zwierzynka nie dopominał się o należność, gałganiarz zaprzestał myśleć o płaceniu za mieszkanie nietylko w tym lecz i w następnych miesiącach, tak, że po kwartale, przywykł do owego położenia; rad był ze znalezienia kwatery rzadkiej? gdyż bezpłatnej, jaką otrzymać można tylko u św.
Pelagii, to jest w więzieniu za długi.
Dobrze mu nawet z tem było, bo kiedy w noc dżdżystą, lub chłodną, Haczyk wrócił do domu przemokły, zziębnięty, lub z koszem pustym, trzy okoliczności, które wcale niekorzystnie wpływały na jego towarzyszkę, zdarzało się, iż Zwierzynka usłyszawszy w swojem mieszkaniu głosy czułej pary, kołatał do drzwi, wchodził, a widząc miny zasępione, wsuwał rękę do własnej kieszeni, mówiąc: O co to chodzi, o co?... płacz i zgrzytanie zębów z
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/679
Ta strona została przepisana.