Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/687

Ta strona została przepisana.

w dalszym ciągu myśl pierwotną, jeśli dasz dziesięć franków, przyznam natychmiast sto siedmdziesiąt pięć.
— Zanadto już straciłem.
— Sto soldów?
— Niepodobna!
— Trzy franki?
— Uporządkujmy najpierw dawne rachunki.
— Czterdzieści soldów?
— Masz pióro, zrób krzyż.
— Dwadzieścia soldów? wołał Haczyk... niegodnym jesteś mieć przyjaciela, kiedy go tracisz dla dwudziestu soldów!
— No; weź swoje dwadzieścia soldów, rzekł zniecierpliwiony Zwierzynka, wydobywając sztukę pietnasto-soldową.
— O domyślałem się, że takie będzie zakończenie, rzekł gałganiarz maczając pióro w kałamarzu, kiedy Zwierzynka podsuwał mu papier.
Dłużnik gotował się położyć znak krzyża, lecz cień jakiś zakrył mu nagle światło słoneczne; cieniem tym był Salvator.
Posłaniec wsunął rękę oknem, pochwycił pismo mające być podznaczone krzyżem, znamieniem posiadającemu ludu o wiele więcej mocy od zwyczajnego podpisu, rozdarł je na tysiąc kawałków i rzuciwszy na stół siedmdziesiąt pięć franków pięćdziesiąt centimów, zawołał:
— Masz pieniądze, jakie winien jesteś Zwierzyńce. Ja teraz zostanę wierzycielem Haczyka.
— A! panie Salvatorze, wykrzyknął gałganiarz, daję moje słowo, że posiądziesz dłużnika, za jakiego niedałbym szeląga!
W tej chwili, dźwięczny głosik dał się słyszeć za oknem, jak gdyby dla przeciwieństwa z chrapliwą mową Haczyka.
— Panie Salvatorze, wołał głos zdający się należeć do młodego dziewczęcia, czy nie zechciałbyś odnieść tego listu na ulicę Varennes numer 42?
— Do trzeciego dependenta pana Baratteau, jak zawsze?
— Tak, panie Salvatorze, proś o odpowiedź. Oto pięćdziesiąt centimów.
— Dziękuję, moje śliczne dziecię; bądź spokojna, zlecenie wykonane zostanie natychmiast.
Salvator puścił się żwawo w drogę, zostawiając Zwierzynkę w najgłębszem zdumieniu, jakiemu zaledwie wy-