zabierało dzienny dochód Jana Byka, i niedozwalało mu kosztować często tej przyjemności razem z kochanką.
Fifina miała pewne stałe pragnienie, a mianowicie: wkręcić się do teatru. Na nieszczęście, nie mogła znaleźć odpowiedniego poparcia, tem bardziej, iż zła wymowa stanowiła przeszkodę nie do usunięcia. Z chęcią przyjęłaby najdrobniejszą rolę, gdyby nie to znowu, że Jan oświadczył, iż nie chce mieć aktorki kochanką i że połamałby jej kości przy pierwszem ukazaniu się na deskach teatralnych.
Fifina śmiała się tylko z tych pogróżek, wiedząc, że ona raczej uczyniłaby to w danym razie ze swoim najmilszym. Niekiedy, wśród zapędów wściekłości, dziesięć razy dłoń Jana Byka wznosiła się nad głową dziewczyny, ale Fifina wypowiadała wtedy te jedynie wyrazy: „Tak to bić kobietę! pięknie bardzo!“ i ręka jego opadała bezwładnie. Jan Byk dumnym był ze swojej siły, jeśli więc w uniesieniu nie trafił na opór, nie walczył ze słabością.
Prócz owych chwil pijaństwa i zazdrości, miał on jeszcze godziny wyrzutów sumienia — wyrzutów, lecz nie żalu zauważmy to dobrze.
Przed dziesięcioma laty, pod własną nazwą Bartłomieja Belong, zaślubił on prawnie kobietę łagodnego obejścia, poczciwą, pracowitą, i miał z nią troje dzieci. Po sześciu latach szczęścia, napotkał pannę Fifinę, i odtąd rozpoczął życie burzliwe, które nie dawszy mu szczęścia, pogrążyło w nędzę małżonkę jego wraz z dziećmi.
Cieśla czuł, iż żona kochała go prawdziwie, kiedy Fifina nie trudziła się nawet udawaniem, gdyż wielbiła istotę, fila której różne popełniała szaleństwa, a był to aktor!
Jak mógł Bartłomiej cenić do togo stopnia kobietę, która nie dbała o niego wcale, wytłómaczyćby nam mógł chyba Kartezyusz, wynalazca prawa przyciągania się wzajemnego różnych z sobą żywiołów. Jeden z przyjaciół moich, znajdujący się w takiem samem położeniu, zapytany: „dlaczego nie kochając już, pozostaje razem z dawną ukochaną?“ odrzekł:
— Cóż chcesz! zanadto czujemy do siebie nienawiści, n żeby się rozejść.
Panna Fifina miała jedno dziecko z Janem, które ojciec uwielbiał, a które służyło jej właśnie za talizman przewagi; na ten haczyk łowiła go, jak rybak szczupaka.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/689
Ta strona została przepisana.