Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/691

Ta strona została przepisana.

nad Haczykiem, chrapiącym jak trąba i wyrzekł uroczyście znane wyrazy:
— Cześć zwyciężonemu!
Poczem rozwarto ostrygi i usadowiono się przy stole, wśród tysiącznych uwag panny Fifiny, której nic nie było do smaku.
— O! jakże ty jesteś wybredną, moje piękne dziecię! odezwał się Zwierzynka.
— Milcz! krzyknął Bartłomiej, ścisnąwszy zęby; wybredną dlatego, że jest ze mną: kot lepiejby jej smakował w podrogatkowej szynkowni, z wędrownymi skoczkami, z tym obrzydliwym pajacem Fafiou, aniżeli bażant ze mną w Rocher-de-Cancale lub u braci Provenceaux.
— Wyśmienicie! zawołała Fifina, nowy to strzał chybiony! Dawniej, niż od tygodnia, noga moja nie postała na bulwarze Temple.
— Prawda... odkąd wyszedłem ze szpitala, noga twoja tam nie postała; lecz mówiono mi, że przedtem włóczyłaś się codziennie, i że szopa imcipana Kopernika nie miała gorliwszego od ciebie widza.
— Być może, odburknęła panna, z tym wyrazem lekceważenia, jaki do szału przyprowadzał Jan a Byka.
— O! gdybym był przekonany, że tak było, ryknął cieśla, gnąc w ręku widelec, jak piórko od zębów. I zwracając się do Zwierzynki dodał: Co najbardziej zakrwawia mi serce, to, że ona wdaje się zawsze z błaznami, którzy nie są ludźmi: z mleczakami, których zmiętosiłbym w palcach, gdybym nie wstydził się zabrać do podobnych niedołęgów, do istot, których nie śmię dotknąć z obawy, żeby ich nie połamać. Daję ci słowo! Zwierzynko, gdybyś zobaczył tego Fafiou, powiedziałbyś jak ja: „Cóż to za lalka błazeńska? Chyba nie człowiek!“
— Rozmaite bywają gusta, odezwała się Fifina.
— Więc przyznajesz, że kochasz go! wrzasnął Jan Byk.
— Tego nie mówię, twierdzę jedynie, że gust nie bywa jednakowy.
Z gardzieli cieśli wydobył się groźny ryk; szklanka rozbryznęła się na szczątki, rzucona o podłogę.
— Cóż to za naparstek, chłopcze! krzyknął; podaj mi kufel! Chłopiec, nawykły do wybryków Bartłomieja Lelong,