Odwiedziny takowe trwały już trzy miesiące. Każdego rana, między dwunastą a pierwszą, Fafiou zwykł był zastawać Salvatora na miejscu, to więc sprowadziło jego ukłon przed noszami, których niespodziewał się znaleźć opróżnionemi i śmiech otaczających go widzów.
Pajac stale przedstawiał usługi swoje dobroczyńcy, lecz ten nie miał dotąd sposobności poruczenia mu jakiejkolwiek sprawy; tym sposobem odwiedziny powtarzały się codziennie.
Powiecie może, iż ulica Żelazna leżała na jego drodze od placu św. Andrzeja do bulwaru Temple; lecz my, którzy znamy Fafiou, zaręczamy, iż gdyby Salvator przeniósł siedzibę swą pod rogatki w przeciwnej stronie leżące, wdzięczny pajac i tam nie przestałby go odwiedzać.
Ale w takim razie, jak mogło serce do tego stopnia prawe, żywić okrutną nadzieję ujrzenia królowej Tamatawy pożartej przez tygrysa bengalskiego? Odpowiemy, że miłość jest namiętnością, czyniącą zakochanego szalonym i okrutnym, Fafiou stał się więc takim względem kobiety, mającej w swem ręku marzenia jego o przyszłości, a zamykającej bramę, która wiedzie do szczęścia, póki biedak nie zdobędzie trzydziestu franków płacy miesięcznej! Otóż pajac od lat pięciu połowę ledwie tej sumy zarabiając, na najdalszym choćby widnokręgu zawodu swego nie dostrzegł świtającej możności tak wielkiej podwyżki. Tym sposobem małżeństwo jego odłożonem było „ad calendas graecas“, jak mawiał pan Kopernik. Te więc okoliczności czyniły Fafiou dzikim i pragnącym krwi królowej Tamatawy.
Czytelnicy pojmują więc teraz stosunki istniejące między pajacem a Salvatorem i pojmą wyrazy, jakie pierwszy wyrzekł do posłańca w początku przeszłego rozdziału: „Panie Salvatorze, jeślibym mógł oddać ci jakąś przysługę, rozporządzaj mną dowolnie“!
To też dziś niezrównaną radość uczuł, posłyszawszy od wybawcy swego następującą odpowiedź: „Być może, iż zaraz wezmę cię za słowo“, na którą pajac krzyknął: „O! uczynisz pan mnie najszczęśliwszym z ludzi!“
— Liczyłem też na dobrą wolę twoją Fafiou, mówił Salvator uśmiechnięty, a więc rozporządzę twoją osobą bez twego pozwolenia nawet.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/700
Ta strona została przepisana.