Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/701

Ta strona została przepisana.

— O! mów, panie! zawołał znowu niecierpliwy pajac, wiesz, że oddany ci jestem duszą i ciałem!
— Mam to przekonanie, słuchaj więc.
Nadmienić tu musimy, że jedną ze zdolności Fafiou, było wykręcanie nosa na czterdzieści dwa sposoby, uszu zaś na dwadzieścia trzy, roztworzył je przeto niepomiernie, zapewniając, że słuchać będzie.
— O której godzinie zaczyna się wystąpienie wasze przed wrotami baraku?
— Dwa razy dziennie: o czwartej i ósmej po południu.
— Czwarta zawczesną będzie, ósma za późną.
— A! do szatana! a jednak zmienić tego niepodobna: to prawidło.
— Potrzeba, aby pierwsze dzisiejsze widowisko zaczęło się o szóstej, bo wielu przyjaciół moich pragnie widzieć twój tryumf, a w innej godzinie nie są wolni.
— Cóż tu począć, u licha!
— Czy powiesz, że to rzecz niemożebna?
— Niewyrzekłbym nigdy coś podobnego, panie Salvatorze.
— A zatem?
— A zatem, skoro pan żądasz, aby przedstawienie zaczęło się o szóstej, to się zacznie.
— Masz na to sposób?
— Nie, ale znajdę.
— Mogę więc być spokojnym.
— Gdyby mnie nawet pokrajano w kawałki, nie wyjdę przed szóstą!
— Dobrze, lecz to dopiero połowa usługi jakiej żądam.
— Tem lepiej!
— Wszystko więc gotów jesteś uczynić dla mnie?
— Wszystko! gdyby mi przyszło dla pana naprzykład połknąć przyszłą moją świekrę, jak łykam zapalone pakuły, połknąłbym, o! połknął!
— Nie, bo wdałbyś się w złą sprawę z tygrysem bengalskim, któremu powierzyłeś wykonanie dzieła, a słowo dane jest świętem.
— A więc zobaczmy o co chodzi, panie Salvatorze?
— Chodzi o oddanie twojemu nieograniczonemu panu i władzcy tego, czem on ciebie obdarza codziennie.
— Panu Kopernikowi?
— Nie inaczej.