— Dwa razy na dzień, panie; o szóstej i o ósmej wieczorem.
— A więc, mój drogi Fafiou, sądzę, iż z chwilą, w której pan Galileusz zaprzestał dotrzymywać zobowiązania, możesz uczynić toż samo.
Pajac zrobił wielkie oczy.
— Nie przyszło mi to na myśl, odpowiedział. Potem, opuszczając smutno głowę, dodał: Niech dzieje się co chce! oddam panu życie, ale nie wymagaj, abym oddawał panu Kopernikowi kopnięcie nogą. To niepodobna, bym postąpił w ten sposób z panem Kopernikiem! Nie mogę.
— Dlaczego, jeśli nie płaci tobie za pobieranie tej pieszczoty?...
— Czy sądzisz pan, że to nadaje mi prawo?...
— Tak myślę.
— Ależ nie, nie! on w tym razie uchybia zobowiązaniom swoim „in minus,“ ja zaś uchybiłbym swoim „in plus“. Niepodobna, panie Salvatorze.
— Spróbujmy zbadać przedmiot szczegółowo.
— Spróbujmy, panie.
— Wszak ty improwizujesz wszelkie dowcipy na przedstawieniach, w których, według mojego zdania, objawia się talent niezaprzeczony?
Fafiou zaczerwienił się i wyrzekł:
— Bardzo łaskawy jesteś, panie, improwizujemy rzeczywiście.
— Któż ci więc wzbroni zaimprowizować kopnięcie? Zobaczysz jakie powodzenie odniesie ów dowcip.
— Ależ, nie było przykładu dotąd na całym świecie, żeby Gille uderzył nogą Kassandra.
— Im więcej będzie to niespodziewanem, tem bardziej zadowolni widzów.
— O! do kata! wykrzyknął pajac, któremu brzmiały już w uszach śmiechy i oklaski i który poddawał się już ze strony artystycznej, do kata! nie wątpię.
— Więc jakże, Fafiou, tak olbrzymie powodzenie oczekuje cię, a ty wahasz się jeszcze?
— A jeśli papa Galileusz rozgniewa się?...
— Nie ma obawy.
— Jeżeli wypędzi mnie za niedotrzymanie jednego z podstawowych warunków umowy?
— Ja przyjmę cię wtedy.
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/703
Ta strona została przepisana.