Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/710

Ta strona została przepisana.

wymi, odrzucił zamiar tak filantropijny, jako biedak zniechęcony do społeczeństwa.
Pozostawała więc trucizna, okrutna trucizna, panowie, gdyż niech ona sobie będzie trucizną Mitrydata, Hannibala, Lokusty, Borgiów, Medyceuszów lub markizy de Brinvilliers, zawsze to trucizna, jak mawiał do mnie w zaufaniu książę de Talleyrand.
Fafiou zatrzymał się więc na tym ostatnim sposobie odebrania życia, a kiedy przybiegł przed chwilą, kiedy ujrzałem jego bladość, twarz wykrzywioną, straszliwą, zadrżałem z przerażenia i odgadłem natychmiast, że wypił truciznę! Dlatego też zapytałem pajaca z troskliwością:
— Co tobie jest, że tak zwłóczysz ukazanie się szanownej publiczności?
— Panie Koperniku, odpowiedział, skróciłem godziny mojego istnienia.
Szczerość ta wzruszyła mnie, lecz i nie mały podziw wywołała jednocześnie, że z własnych ust jego słyszę opłakaną nowinę tej nagłej śmierci. Że jednak sto razy dziwniejsze widywałem już zdarzenia, ciągnąłem badanie dalej:
— A jakim sposobem śmierć sobie zadałeś?
— Otrułem się, odpowiedział.
— Czem?
— Trucizną.
Przyznam, że odpowiedź wydała mi się wspaniałą.
— A zkąd wziąłeś trucizny? zapytałem.
— Z szafki stojącej w waszym sypialnym pokoju, odpowiedział głosem wychodzącym jakby z pieczary.
Przy tych wyrazach, peruka powstała mi na głowie, a ogolona broda wyrosła nagle. Zbladłem.
— Nieszczęśliwy! krzyknąłem, wszak wzbroniony miałeś przystęp do owego schowania!
— Prawda, panie Koperniku, lecz widziałem, jak wstawiałeś tam dwa słoje.
— A czy nie uprzedziłem cię, nędzniku, iż naczynia te mieszczą maść arszenikową, przygotowaną do wygubienia szczurów w pałacu Szacha perskiego, którego jestem nadwornym lekarzem?
— Wiedziałem o tem, rzekł Fafiou z dziką energją.
— I zjadłeś jeden słoik?
— Zjadłem obadwa.