— Ze szkłem?
— Nie, tylko zawartość.
— Wszystką?
— Całkowitą.
— Nieszczęśliwcze! zawołałem po trzykroć powtarzając ów przymiotnik, który zdawał mi się charakteryzować wyśmienicie położenie Fafiou.
Otóż, szlachetni panowie, trucizna, o jakiej mowa, przyczyny jej, wielorakie okoliczności następne, łzy towarzyszów wywołane samobójstwem Fafiou, którego oni bardzo kochali; wszystkie te rzeczy na wielkie umartwienie moje, opóźniły godzinę widowiska.
Jeśli posiadacie serca litościwe, jak pragnę wyobrazić sobie, serca zdolne zadrzeć na treść mojego opowiadania, przebaczycie to opóźnienie, dozwalając na rozpoczęcie w dalszym ciągu szeregu przedstawień, jakie afisz dzisiejszy ogłasza:
komedjo-bufonada w jednym akcie,
w której Fenix fafiou zajmie rolę Gila, a obecny tu wasz sługa, rolę Kassandra.
Ale, powiecie, jakimże sposobem pajac uśmiercony przedstawiać będzie rolę służącego? Odpowiedź łatwa panowie, a na wielu dworach Europy rozwiązywałem ja zadania o wiele zawilsze. W istocie niewiele słów potrzeba dla wytłómaczenia wam tego.
Niewielu jest, którym nieznanem byłoby przysłowiowe obżarstwo Fafiou. Nikt też z zebranych tu powiedzieć nie może, aby nie spotkał miłego pajaca w ulicach stolicy, żującego, stosownie do pory roku, śliwki, kasztany, orzechy.
Zgubny wpływ wywierany bezustannie przez te frykasy na przewód pokarmowy nieszczęśliwego przyjaciela, nie wiele mnie tu zajmuje i nie dopytuję też nikogo, chodzi mi jedynie o to, jakie skutki jego łakomstwo wywarło na moją spiżarnię; to jest rzecz o której zamilczeć nie mogę, a którą wypytywać się nie potrzebuję, którą sam poznałem dokładnie. Otóż, sądząc, iż godzina zabezpieczenia się od rujnującego łakomstwa Fafiou nadeszła, rozmyślać zacząłem nad sposobem zastawienia nań sideł. Zrozumiecie panowie dobrze, iż człowiek nie darmo spędzał czas na rozmowie przy kieliszku z najznakomitszymi politykami