Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/729

Ta strona została przepisana.

Kassander. Co sądzisz o moim owocu?
Gille. Uważam go za trochę dojrzały.
Kassander. Dojrzały?
Gille. Ażeby nie powiedzieć, że nadpsuty.
Kassander. Mości Gillu! co to ma znaczyć?
Gille. Mówię, co mówię.
Kassander. Czy śmiałbyś spotwarzyć nawet cnotę?
Gille. Nie znasz pan czasem niejakiego Leandra?
Kassander. Do kroćset! jakżebym nie miał go znać!
Gille. Otóż ten ogrodnik zużytkował wasz owoc, nie czekając na mnie.
Kassander. Wiem o tem, ale że to nicpoń, zapędziłem go już daleko.
Gille. To jest on wmówił w pana, że odszedł.
Kassander. Choćby i tak! Ty jesteś człowiekiem o jakim marzyłem dla córki mojej i musisz ją poślubić.
Gille. Pragnę tego gorąco.
Kassander. Zaklnij się więc, że weźmiesz ją za małżonkę! a ja przysięgam ci na pięć tysięcy djabłów i dziesięć tysięcy rogów, że nie oddam jej nikomu prócz ciebie, bezpośrednio, czy pośrednio wreszcie.
Gille. Przeklinam się więc jak dorożkarz. Niech mnie wszyscy djabli wezmą, niech mnie potem nagła śmierć ogarnie, jeżeli kiedy pojmę za małżonkę jaką inną osobę, jakiejkolwiek płci, jeżeli to nie będzie panna Zirzabella, wasza domniemana córka.
Kassander. Doskonale zaklęcie, do pioruna! do szatana! do kroćset tysięcy! najczarniejszych djabłów! Przysięga twoja rozczuliła mnie okrutnie, więc też i ja przyrzekam ci wzajemnie, iż córka moja Zirzabella do nikogo prócz ciebie, czy to wprost, czy nie wprost, należeć nie będzie. Zawołam ją znowu i podyktuję ostateczną wolę.
Gille. Chcesz więc umierać? panie teściu?
Kassander. Pragnę wygłosić najwyższą wolę moją, (spostrzegając listonosza), eh! eh! któż to przybywa?
Gille (zatykając nos): W każdym rasie nie fabrykant perfum.
Kassander. Nie, listonosz.