Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/732

Ta strona została przepisana.

Listonosz. Idę! zaraz! (do Gilla). No, dawajże pan pięćdziesiąt centymów!
Gille. Kiedy niedowierzam twojemu listowi.
Listonosz. Jakto?
Gille. Widziano nieraz listy nabijane prochem maszyn piekielnych.
Listonosz. Odmawiasz pan przyjęcia listu, jeśli jest nabity?
Gille. Rozumie się, bo jeśli nabity, to może wystrzelić.
Listonosz. Tem gorzej dla pana, bo są tu wiadomości o pieniądzach.
Gille. Hm? Więc to list osobisty z „pieniędzmi?“
Listonosz. Nie inaczej.
Kassander. Hola! posłańcze!
Listonosz. Natychmiast!
Gille. Na, masz twoje pięćdziesiąt centymów.
Listonosz. Dziękuję.
Gille. Ale, ale, list ma na sobie datę przed ośmiodniową?
Listonosz. Tydzień dla przebycia drogi z Pantin, to nie wiele.
Gille. Ale napisano tu: „pilny“.
Listonosz. Panie, temu jedynie się spieszy, kto pisze, nie temu kto odnosi.
Gille. Dosyć... odejdź, gdyż torba twoja pełna zaraźliwych wyziewów.
Listonosz. Bo zapakowałem w nią móżdżek na śniadanie.
Kassander (z długą nitką w ręku). Posłańcze!
Listonosz (przysuwając się pod okno). Jestem! jestem!
Kassander. A cóż! uznajesz mnie teraz za pana Kassandra z ulicy Księżycowej, z piątego piętra?
Listonosz. Nie powiadam, że nie.
Kassander. Przyszlij że więc list.
Listonosz. A pan, rzuć trzy soldy.
Kassander. Masz. (Rzuca).
Listonosz. Dziękuję. (Przymocowywa list do nitki). Ciągnij pan!
Kassander. Doskonale! (Ciągnie papier, lecz nagle okno pierwszego piętra roztwiera się, a wysunięta ręka chwyta go w przebiegu). E! posłańcze!
Listonosz. Cóż tam nowego?
Kassander. Jakto! nie widzisz?
Listonosz. Owszem.