Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/753

Ta strona została przepisana.
V.
Puits-qui-Parie (studnia gadająca).

Dwaj ludzie podjęli strzaskane zwłoki Volauventa i z wewnątrz przenieśli je na zewnątrz.
Sześciu pozostało w sali.
Potem zagaszono pochodnie, pan Jackal wyszedł wraz z Carmagnolem i Avoinem; za nimi podążyli wszyscy.
Pozostawiono na ulicy dwóch ludzi na czatach zewnątrz domu: mieli oni aż do białego dnia przechadzać się z góry na dół po ulicy Pocztowej.
Pan Jackal ponury i zamyślony, skierował się w ulicę Puits-qui-Parle. Ale w chwili wejścia zatrzymał się nagle. Carmagnole i Avoine, widząc zatrzymującego się zwierzchnika stanęli także, za nimi cała brygada.
Zdawało się, że słychać jęki wychodzące z pod bruku. Te jęki to zwróciły uwagę wprawnego ucha pana Jackala, który przystanął, ażeby dojść, zkąd one wychodzą.
— Słuchać! rzekł pan Jackal.
Natychmiast każdy nastawił uszu; jedni stojąc na miejscu, drudzy przykładali uszy do muru, inni nakształt dzikich krajowców amerykańskich, do ziemi. Wynik był ten, że ktoś wydaje przeraźliwe jęki, a te wychodzą ze środka ziemi. Ale z którego mianowicie punktu wychodzą, tego nikt powiedzieć nie mógł.
— Stanowczo, odezwał się pan Jackal, zaczynam wierzyć, że jestem igraszką jakiegoś zręcznego czarnoksiężnika! Sześćdziesięciu ludzi rozwiewa się, jak tyleż mydlanych baniek, bruki wołają o pomoc, jęki wychodzą niewiadomo zkąd, jak w Jerozolimie Tassa, wszystko to, moje dzieci, nadaje poszukiwaniom naszym ważność walki z jakąś mocą tajemną... Nie zniechęcajmy się jednak, i szukajmy klucza tych fantastycznych wypadków.
Po tej przemowie dla podniesienia ducha w podwładnych, których śmierć Volauventa i zniknienie spiskowych nieco pognębiło, pan Jackal znowu zaczął słuchać, a wszyscy zatrzymując oddech, wyraźnie usłyszeli stękanie istoty ludzkiej, która zdawała się zagłębioną na pięćdziesiąt łokci pod ziemią.
Pan Jackal skierował się w jeden punkt ulicy, i ude-