Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/766

Ta strona została przepisana.

On nie wiedział nawet, co to jest grzechotka, panie Jackal!
— Spodziewam się, Gibassier, że nie pozostawiłeś go w podobnej nieświadomości?
— Grzechotka młodzieńcze, odpowiedziałem mu, jest to puszka blaszana, drewniana, lub kościana, mniejsza o materjał, sześć cali długa, a dziesięć lub dwanaście linij gruba, zawierająca paszport i piłkę zrobioną ze sprężyny zegarkowej.
— A gdzie to można dostać? zapytał Gabrjel.
— To można dostać... Ale mniejsza o to; patrzaj, jest tu moja. I ku wielkiemu jego zdumieniu, pokazałem mu puszkę.
— W takim razie możemy uciekać? zawołał naiwnie.
— Możemy uciekać, rzekłem, tak samo jak ty, lekką nogą, możesz przechadzać się aż do miejsca, w którem szyldwach do ciebie strzeli.
— Na cóż więc panu przyda się ten przyrząd? zapytał Gabrjel zbity z tropu.
— Cierpliwości, młodzieńcze! każda rzecz przyjdzie z kolei. Ja mam zamiar zabawić przez karnawał w Paryżu, następnie otrzymałem list w interesie, który zmusza mnie przybyć do stolicy, a to mniej więcej za dwa tygodnie. Pragnę ażebyś mi towarzyszył.
— Uciekniemy więc?
— Rozumie się, ale przy stosownych ostrożnościach, zbyt gorący młodzieńcze! Wszak masz odwagę i determinację?
— Mam.
— Gdyby potrzeba zostawić za sobą jednego lub dwóch ludzi, toby cię nie zniechęciło?
Anioł Gabrjel zmarszczył brwi.
— Jużciż trudno zrobić jajecznicę nie stłukłszy jajka, jak mawiała kucharka nieboszczyka Lukullusa; masz wóz i przewóz. Jeżeli trzeba będzie przewrócić na drodze jednego człowieka albo dwóch, to musisz mi powiedzieć: panie Gibassier, albo milordzie Gibassier, albo signor conte Gibassiero, ja ich przewrócę.
— Dobrze więc, przewrócę! rzekł z determinacją mój towarzysz.
— Brawo! zawołałem; godnym jesteś wolności, i ja ci ją powrócę.
— Rachuj na mą wdzięczność, panie!
— Mów do mnie „mój generale“, i dajmy temu pokój...