wpadnie nam przecież do licha nazwa którego więzienia we Francji ich nie brakuje. O brzasku dnia wyjdziemy, jeden prowadząc drugiego.
— Aha! rzekł.
Zrozumiał przecie.
Pozostaliśmy ukryci w magazynach, a nazajutrz skoro świt, jak tylko strzał armatni obwieścił, że port otwarty, skierowaliśmy się, mój więzień i ja do sztachet arsenału.
Były one otwarte; robotnicy marynarki spieszyli tłumnie. Torowałem drogę dla Gabrjela i dla siebie i przeszliśmy przez sztachety bez przeszkody. Biedny Gabrjel drżał wszystkiemi członkami. W dziesięć minut przeszliśmy przez miasto i skierowali się na drogę Beausset. O kilka strzałów karabinowych od Tulonu weszliśmy w las. Zaledwieśmy tam uszli dziesięć kroków, aliści trzy strzały armatnie, wypuszczone w różnych odstępach, ogłosiły mieszkańcom Tulonu i sąsiednim osadom o ucieczce więźniów. Rzuciliśmy się w największy gąszcz; przykryliśmy się gałężmi i zielskiem i pozostaliśmy nieruchomi, oczekując nocy, dla przedostania się przez miasteczko Beausset. Na szczęście, lunął rzęsisty deszcz w chwili, gdy żandarmi zaczęli przetrząsać las. Przybywszy o dwadzieścia kroków od nas, zaczęli tak okrutnie kląć na niepogodę, iż byliśmy prawie pewni, że porzucą poszukiwanie, by się schronić do najbliższej karczmy. Jakoż, nie było już ich słychać przez, cały dzień. Około ósmej wieczorem udaliśmy się w dalszą drogę, przebyliśmy przez Beausset, a z rana o godzinie czwartej dostaliśmy się do nieprzebytego lasu Cuges. Było to nasze ocalenie! Nie potrzebuję mówić, dobry panie Jackal, jakiemi wypadkami przeplatana była podróż nasza z lasu Cuges aż dotąd: zbyt pan jesteś doświadczonym, ażeby mniemać, żeśmy chodzili po kwiecistych ścieżkach. Przybyliśmy zdrowi na umyśle i ciele, to jest rzeczą główną i sam pan widzisz, że oprócz kilku pchnięć nożem i upadku w studnię, nic mi się złego nie stało.
— To rzecz dziwna, kochany panie, Gibassier.
— Nieprawdaż?
— To jest, że gdybym był sam prefektem policji, dałbym ci dyplom na wyłamywanie się z więzień i porządne wynagrodzenie; na nieszczęście, nie jestem nim, a jeżeli z jednej strony schlebia to moim sympatjom artystycznym, to z drugiej jako inspektor bezpieczeństwa publicznego,
Strona:PL Dumas - Mohikanowie paryscy T1-18 v2.djvu/770
Ta strona została przepisana.